Skazani na sklep spożywczy

Państwo Parzychowie na parterze swojego domu w Bydgoszczy nie mogą prowadzić innego sklepu niż… spożywczy. Nie pozwala na to plan zagospodarowania przestrzennego z 2009 roku. Urzędnicy sporządzili go w taki sposób, że małżeństwo nie może zamienić lokalu nawet w mieszkanie! Sklep spożywczy przynosił straty, dlatego pomieszczenia stoją puste i niszczeją.

- Urząd miasta wszedł, mówiąc pospolicie, wszedł z butami do mojego pomieszczenia. Związał mi ręce – mówi Zygmunt Parzych.
Państwo Parzychowie od 20 lat są właścicielami domu oraz gruntu na osiedlu Jachcice przy ulicy Niecałej w Bydgoszczy. Część lokali małżeństwo wynajmuje obcym ludziom, a na dole dzierżawi pomieszczenie pod sklep. Interes szedł dobrze, do czasu.

- Wynajmowaliśmy te sklepy na różne branże. Rzeźnik był, drogeria, spożywczy, warzywny. Dobre czasy się jednak skończyły – mówi Zygmunt Parzych.

- Powstały markety, które w pewnym stopniu się do tego przyczyniły. Ludziom coraz bardziej się nie opłacało tu kupować. W tym momencie nie ma nic, puste ściany, zdjęte liczniki. Chcielibyśmy to wynająć, czy przekształcić na mieszkanie. Lokal stoi pusty, niszczeje - dodaje Teresa Parzych.

Plan zagospodarowania przestrzennego, uchwalony w 2009 roku, zablokował w prywatnym domu państwa Parzychów prowadzenie działalności innej niż sklep spożywczy. 40-metrowego lokalu nie można przebudować na mieszkanie. Dlaczego?

- Plan zagospodarowania przestrzennego został zatwierdzony w ten sposób, że w tych lokalach nie można otworzyć ani kebabu, ani usług gastronomicznych, ani fryzjera, ani też lokali mieszkalnych. Przeoczyliśmy to. Gdybyśmy dostali jakiś list, to wówczas byśmy złożyli protest – twierdzi pan Zygmunt.

- Uważam, że plan zagospodarowanie terenu, to powinien obejmować drogi, ulice, budowę domów, place zabaw dla dzieci, parki, ale nie np., że wejdą do środka i zamkną mi drzwi do mojego własnego pomieszczenia – mówi pani Teresa.

- Mieszkańcy informowani są przez prasę. Jest ogłoszenie w prasie, plan jest jeszcze ogłoszony w dzienniku urzędowym – informuje Katarzyna Łaskarzewska-Karczmarz z Architekt Miasta Bydgoszczy.

Mimo iż państwo Parzychowie są właścicielami budynku, Urząd Miasta w Bydgoszczy nic sobie z tego nie robi i traktuje własność prywatną, jak swoją. Właściciele od 2010 roku toczą spór o możliwość przekształcenia lokalu. Niestety, nawet Samorządowe Kolegium Odwoławcze nie przyznało małżeństwu racji.

Rozmawiamy z Katarzyną Łaskarzewską-Karczmarz z Architekt Miasta Bydgoszczy:

Reporterka: Nawet jednego pomieszczenia nie można przerobić na taki lokal z usługami, jaki się chce.
Urzędniczka: Ależ można, ale wtedy, kiedy pozwala na to plan. Ten plan akurat w tym miejscu na to nie pozwala.
Reporterka: A dlaczego nie pozwala?
Urzędniczka: Z tym pytaniem powinna pani pójść do urbanistów, którzy opracowywali ten plan. Ja jestem tylko wykonawcą tego planu, jako architekt miasta.

- Teraz sklep stoi pusty, zawiesiłem działalność, płacę 7 złotych od metra kwadratowego. Gdybym przerobił to na mieszkanie, to wówczas za metr kwadratowy płaciłbym 63 grosze – mówi Zygmunt Parzych.

- Sytuacja wyjątkowo absurdalna. Gdyby ten człowiek chciał rozbudowywać swoją nieruchomość, dobudować coś, zmienić obrys tej nieruchomości, to oczywiście można by tu było się zasłaniać planem zagospodarowania. Natomiast mówimy tylko o zmianie lokalu, jego przeznaczenia – komentuje Wojciech Mąka, dziennikarz Expressu Bydgoskiego.

Podczas realizacji reportażu, urzędnicy zaproponowali ponowne złożenie wniosku o zmianę sposobu użytkowania lokalu. Razem z państwem Parzychami poszliśmy wypełnić odpowiednie druki.

- Chciałabym bardzo podziękować Telewizji Polsat, zapaliło nam się światełko nadziei w ciemnym tunelu. Może właśnie dzięki temu będziemy mogli dysponować i zarządzać swoją własnością. Dziękuję bardzo – mówi pani Teresa.*

* skrót materiału

Reporterka: Klaudia Szumielewicz

kszumielewicz@polsat.com.pl