Dom grozy

Horror w ośrodku dla samotnych i potrzebujących w Zgierzu. Po tym jak w ciągu ostatnich kilku dni zmarło sześciu pensjonariuszy, prokuratura wszczęła śledztwo, a do ośrodka wkroczyli kontrolerzy. To co zastali, przeszło ich najśmielsze oczekiwania. Pensjonariusze mieli odleżyny, wszawicę i świerzb. Żyli w brudzie i zimnie. Ośrodek działał nielegalnie. Założył go Marek N. – podający się za księdza.
W domu schronienia dla samotnych i potrzebujących w Zgierzu jeszcze kilka dni temu mieszkało około stu osób. O tym, co działo się w tej nielegalnie działającej placówce prowadzonej przez kościół starokatolicki opowiedziały nam byłe pensjonariuszki.
- Jak ja zobaczyłam, jakie tu posiłki serwują... trzy połóweczki kromki chleba cieniutko pokrojone z masłem i pomidorem, a o godz.17, w ramach obiadokolacji, pół talerza zupy. Jedna pielęgniarka przywoziła bułki, jakbym nimi kogoś uderzyła, to chyba bym zabiła – mówi była pensjonariuszka ośrodka Marka N.
- Leki raz dziennie, w sobotę i w niedzielę wcale, a z myciem, z toaletą to nie było najlepiej – twierdzi kobieta uratowana z ośrodka.
- Mnie zostawili na górze, to nie miał, kto po mnie przyjść, żeby mnie podnieść, żebym mogła zrobić siku albo cokolwiek. Dopiero przychodzili z tą obiadokolacją, to ja prosiłam żeby mnie ktoś podniósł – wspomina była pensjonariuszka ośrodka Marka N.
W ciągu ostatnich kilku dni zmarło sześciu pensjonariuszy domu pomocy społecznej w Zgierzu. Przyczyny ich śmierci wyjaśnia prokuratura.
Ośrodek prowadził ksiądz Marek N. – człowiek, który przez wiele lat otwierał podobne placówki na terenie całej Polski. Mimo kolejnych wyroków sądowych i zakazów prowadzenia takiej działalności, otworzył kolejny ośrodek w Zgierzu. Trafiały do niego głównie osoby starsze, chore i samotne.
- Nie mam swojej rodziny, mam tylko siostrę, która jest sama po udarach, ma wysokie ciśnienie. O ośrodku dowiedziałam się w szpitalu na Gdańskiej. Poleciła go socjalna – mówi kobieta uratowana z ośrodka Marka N.
Słyszałam, jak bił Mirka, krzyczał bluźnił na niego. Tu był taki Piotruś, niepełnosprawny. Jak się nie dawało mu palić, to uciekał. N. temu Mirkowi kazał łapać go i bić, mówił prz.. mu to się nauczy – opowiada była pensjonariuszka ośrodka Marka N.
- Jak przyjechałam, to od razu kazał płacić. Mówię: jutro zapłacę. To nie, samochodem mnie od razu zawieźli do banku, żebym wzięła pieniądze. Najpierw 1400 zł, a potem 1500 za miesiąc – twierdzi kobieta uratowana z ośrodka Marka N.
Ksiądz Marek N. jest nieuchwytny. Z nieoficjalnych informacji wynika, że przebywa za granicą. Jego zwierzchnik, który wraz z nim prowadził ośrodek w Zgierzu, nie chce rozmawiać z mediami.
We wtorek do placówki wkroczyli inspektorzy z urzędu wojewódzkiego w Łodzi. Wewnątrz było brudno i zimno. Wielu pensjonariuszy wymagało natychmiastowej pomocy medycznej.
- To są osoby o różnym stopniu zaniedbania, osoby z odleżynami, wszawicą, świerzbem. Możemy domniemywać, jaki był stan sanitarny tego miejsca – informuje Marek Kozłowski z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Zgierzu.
- Wojewoda Łódzki podjął decyzję o natychmiastowym zamknięciu tej placówki i bezterminowym zakazie działalności. Pensjonariusze zostaną przewiezieni do innych ośrodków, które zapewnią im fachową opiekę - informuje Agnieszka Łukomska-Dulaj z Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Dzierzba
pbak@polsat.com.pl