Tłok i zgaszone światła. Tak Ukraińcy docierają do Polski

Mieszkańcy Ukrainy uciekają ze swojej ojczyzny przed rosyjskim terrorem. Na trasie Kijów-Warszawa non-stop kursują specjalne pociągi, które zabierają uchodźców. W środku są głównie kobiety i dzieci. Przez Ukrainę jadą nocą, w środku obsługa gasi światła i zasuwa rolety, dla bezpieczeństwa pociąg często zmienia trasę.

Dworzec Warszawa Wschodnia - to tu codziennie przyjeżdżają jedne z ostatnich pociągów, którymi nadal można dostać się z Kijowa do Polski. Mają wielogodzinne opóźnienia, w środku jest tłoczno, ale bezpiecznie. Jedną z takich osób, które dotarły pociagiem do Polski, jest pani Liliana, która do Warszawy przyjechała z mamą i z synem.

- Pochodzę z Azerbejdżanu, ale od dawna mieszkam w Ukrainie, moja mama jest z Ukrainy i mój syn się tam urodził. Potrzebujemy pomocy w Polsce, ale nie wiemy, gdzie mamy iść - mówi kobieta.

- W Ukrainie jest bardzo źle. To, co się tam dzieje, nie jest normalne. Ludzie umierają, małe dzieci umierają - dodaje.

Chcą wrócić na Ukrainę. "Obrona ojczyzny to mój obowiązek"

- Ta rodzina teraz przyjedzie do naszego ośrodka tutaj w Warszawie, tam zostaną wstępnie zarejestrowani. Zostanie im udzielona pomoc psychologiczna, medyczna, jeżeli taka będzie potrzebna - tłumaczy Jarosław Pycior, koordynator punktu recepcyjnego na Dworcu Wschodnim w Warszawie.

- Będą mogli już na spokojnie, bez emocji podjąć decyzję, co chcą robić dalej - dodaje.  

O 22:00 i my wsiadamy do pociągu kursującego do Kijowa. Jedziemy do granicy, a w ukraińskich wagonach sypialnych rozmawiamy z obsługą i podróżnymi - takimi jak pani Natalia, która jedzie pociągiem do Kijowa do męża i córki.

- Mam zainstalowaną aplikację „cyfrowy Kijów” i cały czas sprawdzam, kiedy w Kijowie są alarmy. I słychać je cały czas, na okrągło. Ludzie schodzą do piwnic, tam siedzą i czekają. Ale nie moja córka, ona nawet już tam nie schodzi - dodaje kobieta.

Pani Natalia w Kijowie miała firmę - produkowała kosmetyki naturalne. Gdy wybuchła wojna, była za granicą. Dziś wraca, ma ze sobą kamizelkę kuloodporną dla męża, leki i jedzenie.

Przerażone, zmarznięte i zmęczone. Polska przyjęła sieroty z Ukrainy

- Wiozę kamizelki kuloodporne i leki. O leki poprosiła mnie koleżanka, która jest lekarzem wojskowym. Kamizelki są potrzebne dla ludzi, którzy bronią Kijowa. Dlatego poprosiłam kobiety na Instagramie i one pomogły mi znaleźć wolontariuszy, którzy tak po prostu, za darmo znaleźli ten sprzęt, kupili i dali mi. Myślę, że Rosjanie chcą nas rozdzielić, złamać i zniszczyć Ukrainę. Ale my nie możemy na to pozwolić. Jesteśmy wolnymi ludźmi – mówi kobieta.

Mężczyźni, którzy pracują w obsłudze pociągu na trasie Warszawa-Kijów, kursują bez przerwy. Po powrocie do stolicy Ukrainy sprzątają pociąg, przyjmują pasażerów i ruszają w drogę powrotną. Pan Aleksander tym razem zostanie, zapisał się do oddziałów obrony terytorialnej.

- Na razie jest jeszcze normalnie. Ale cały czas zmieniamy drogę, żeby nie było wiadomo, jak jedziemy - tłumaczy mężczyzna.

- Wyłączam światło, zamykam rolety, żeby nic nie było na zewnątrz widać, żeby świateł nie było widać. Mówimy, że spokojnie, wszystko jest normalnie, dojedziemy - dodaje pan Aleksander.

Po trzeciej w nocy pociąg dojeżdża do ostatniej stacji przed granicą. Wysiadamy w Dorohusku. Za 12 godzin skład dojedzie do Kijowa.

Polska pomaga Ukraińcom. Mobilizacja w Zamościu

Następnego dnia, na dworcu w Dorohusku wolontariusze czekają na kolejny pociąg z Ukrainy. Kilka minut po czternastej przyjeżdżają cztery sypialne wagony wypełnione ludźmi. Uchodźcy korzystają z pomocy, pokazują nam nagrania z bombardowań miast, w których mieszkali.

- Czekaliśmy pięć godzin na dworcu na pociąg. Dzieciaki bardzo zmarzły. Nadal mamy informacje, czytamy, co tam się dzieje. Jest bardzo ciężko, płaczemy. Dzwonimy do rodziny, bliscy siedzą w schronach, boję się o nich - mówi pani Natalia, która przyjechała z córką z Kijowa.

- Cały czas wyją syreny. Kiedy wyjechaliśmy z centrum Kijowa, wysadzili wieżę telewizyjną. Tam, gdzie jest nasz ośrodek rehabilitacyjny dla dzieci z niepełnosprawnościami, 50 metrów od tego miejsca. Oni bez skrupułów strzelają po blokach cywilnych. Rosjanie mówią, że to nieprawda, ale tak jest - dodaje pani Irena, która wyjechała razem z dziećmi z ośrodka dla osób niepełnosprawnych.

Na dworcu w Dorohusku uchodźcy spędzili ponad godzinę. Po odprawie paszportowej pojechali dalej. Za cztery godziny będą w Warszawie.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX