Marzenie zamieniło się życiowy koszmar. Został tylko kredyt
Sprawdzili dewelopera w KRS i jego poprzednie inwestycje, a gdy przelali pieniądze na jego konto, okazało się, że tonie on w długach. W efekcie małżeństwo z Krakowa spłaca kredyt za lokal, w którym nie mieszka i który zostanie zlicytowany. Rata kredytu poszkodowanych to ok. 3000 zł.
- Jesteśmy bezsilni, musimy płacić co miesiąc ratę za coś, co nigdy nie będzie nasze, a to jest spora część naszego budżetu – przyznaje Michał Ważny.
- To tak jakbym 3000 zł miesięcznie wyrzucała do śmietnika - dodaje jego żona Magdalena.
Trzy lata temu pani Magdalena i pan Michał postanowili kupić mieszkanie. Zdecydowali się na lokal w domu czterorodzinnym i wzięli kredyt na 30 lat.
- Znaleźliśmy ogłoszenie, spodobał nam się ten domek. Miał być podzielony na cztery mieszkania, wybraliśmy to z ogródkiem. Ogólnie było to nasze marzenie. Mieszkanie kosztowało 379 tys. zł, wzięliśmy kredyt na 30 lat. Gdy wszystko poszybowało w górę, nasza rata wzrosła z 1800 zł do mniej więcej 3000 zł - tłumaczy Magdalena Ważny.
- Poszliśmy po kredyt, pierwszy raz sprawdziliśmy zdolność kredytową, wszystko było ok. Sprawdziliśmy dewelopera w KRS-ie, wszystko było ok, spółka nie miała żadnych długów, sprawdziliśmy jego poprzednie inwestycje, rozmawialiśmy z ludźmi, którzy tam mieszkają i wszystko było w porządku – podkreśla Michał Ważny. Dziś rata kredytu to około 40 procent miesięcznych dochodów małżeństwa.
ZOBACZ: Sprzedała auto i zaczęła dostawać mandaty. Najnowsze są z Niemiec
Inwestycja miała zostać ukończona w lipcu 2021 roku. Deweloper jednak zaczął pod różnymi pretekstami przesuwać ten termin.
- Co tydzień przyjeżdżaliśmy na tę budowę, rozmawialiśmy z deweloperem, jak idą prace… I właściwie wszystko budowało się na naszych oczach. W połowie lipca powiedział nam, że prace mogą opóźnić się delikatnie o dwa tygodnie. Jak minął 31 lipca, dzwoniliśmy, no to znowu usłyszeliśmy, że może się to przeciągnąć o jakiś tydzień, dwa. We wrześniu 2021 roku usłyszeliśmy, że może wystąpić większe opóźnienie, ponieważ jest problem z gazem. W październiku 2021 roku dostaliśmy pierwszy list od komornika i pierwszy raz zapaliła nam się lampka, że są jacyś wierzyciele, że on nie zapłacił – opowiada pani Magdalena.
Małżeństwo próbowało wyjaśnić wątpliwości w rozmowie z deweloperem. - On w ogóle był wręcz oburzony, że jak ja mogę jakieś insynuacje robić, że on chce nas oszukać – wspomina pani Magdalena.
- Wtedy pokazał jakieś przelewy, które niby wykonał do tej osoby, której był winny pieniądze. Powiedział, że się jakoś z nim dogadał, że tam już wszystko jest wyjaśnione. Ale okazało, że tych wierzycieli jest pełno. Potem zaczęli dochodzić następni i następni. Często sprawdzaliśmy księgę wieczystą, cały czas się ktoś dopisywał. Dziś jest tam ich około dziesięciu, nawet na ponad pół miliona zł – dodaje pan Michał.
ZOBACZ: W Niemczech zginęła jego matka. Walczy o odszkodowanie
W pewnym momencie kontakt z deweloperem całkowicie się urwał. Pozostała wtedy już tylko droga sądowa.
- Jak wnosiliśmy sprawę do sądu już wiedzieliśmy, że deweloper okradł nas i uciekł, nie ma z nim kontaktu. Wnieśliśmy sprawę wiedząc, że możemy tylko uzyskać sądowe przeniesienie własności, ale razem z tym przeniesieniem na nas trafiają te długi. Z perspektywy czasu myślę, że to była desperacja. Myśleliśmy, że będziemy mieć już tą przeniesioną własność, więc mieszkanie będzie nasze, a z długami sobie poradzimy w inny sposób, że sąd je nam umorzy, bo to nie nasze długi. Gdy cały rok czekaliśmy na jakieś posunięcie naszych spraw sądowych, okazało się, że jeden z wierzycieli wniósł do sądu o licytację komorniczą – tłumaczy pani Magdalena.
Prawnik zasugerował małżeństwu, iż licytacja komornicza będzie znacznie szybszą i pewniejszą możliwością odzyskania już nie mieszkania, ale chociaż wpłaconych pieniędzy. Wśród pokrzywdzonych przez dewelopera, którzy kupili inny lokal, jest jeszcze pani Julia.
- Mieszkamy w wynajętym mieszkaniu, za które płacimy i jeszcze płacimy za hipotekę. Mąż pracuje za granicą – przyznaje Julia Mokchno. I dodaje, że udaje się pokryć należności dzięki sprzedaży mieszkania w Ukrainie.
ZOBACZ: Nie płacą za pracę w Niemczech. Polscy pośrednicy są bezradni
Sprawę bada prokuratura. A tymczasem deweloper - obywatel Grecji Dimitrios P. w dalszym ciągu pracuje w branży budowlanej.
Reporter: Zwróciły się do nas osoby, które od pana kupiły mieszkania pod Krakowem. Chciałem pana zapytać: o co to chodzi?
Dimitrios P.: Wie pan co, ja jeszcze porozmawiam z moim mecenasem. Wiem, że jest tam jakiś temat.
Reporter: Dobrze, dzwonić do pana, będzie jeszcze szansa porozmawiać, czy jak zrobimy?
Dimitrios P.: Ja zawsze odbieram telefony.
Reporter: No wie pan, ci państwo mówili, że pan nie odbierał od września od nich telefonu.
Dimitrios P.: Oni mają pełnomocnika, tak? Proszę dzwonić później, ja zawsze odbieram.
Po tej rozmowie mężczyzna wysłał SMS z prośbą o dalszy kontakt mailowy. Zapytaliśmy, dlaczego pani Magdalena i pan Michał nie mieszkają w kupionym od niego mieszkaniu oraz czy i jak zamierza rozwiązać ten problem. Do momentu emisji reportażu odpowiedź nie nadeszła.
- Z naszych informacji wynika, że deweloper pracuje dalej - w Grudziądzu na inwestycji, buduje elektrownię pod grecką spółką jako podwykonawca. Z tym że nie ma go wpisanego w KRS-ie. On tam jest szefem, ale nie ma go nigdzie w papierach – twierdzi Michał Ważny.
- Tak naprawdę odbijamy się od ściany i słyszymy, że trzeba czekać. Na co mamy czekać? Niech mi ktoś powie, że na przykład za dwa lata o tej porze to już będzie po sprawie. A tutaj nikt mi tego nie powie. Ja nie wiem, ile mam czekać. Chyba po prostu musimy się pogodzić z myślą, że my zostajemy z tym kredytem, musimy go spłacić i może za x lat zaczniemy od początku, ale to brzmi strasznie i ciężko się z tym pogodzić – podsumowuje Magdalena Ważny.