Przemek tonął, koledzy patrzyli
Pod koniec marca 14-letni Przemek Rama z Bielicy utonął w korycie małej rzeki. Wcześniej chłopak pił alkohol z dwoma kolegami. Nastolatkowie widzieli, jak chłopak tonie, ale nie wezwali pomocy. Zamiast tego ustalili fałszywe wersje zdarzenia, którymi przez kilka dni zwodzili policję. Co mieli do ukrycia?
- Myślę, że chłopcy zmieniali te wersje po to, żeby policja nie znalazła ciała. Oni liczyli na to, że ciało nie wypłynie, że się nie znajdzie - mówi Krzysztof Rama, ojciec Przemka.
14-letni Przemek Rama mieszkał z rodziną w Bielicy w województwie warmińsko-mazurskim. Był wzorowym uczniem, duszą towarzystwa, dobrym sportowcem. Miał ambitne plany. 22 marca nie wrócił do domu.
Policja wspólnie z rodziną ustaliła, że Przemek pił alkohol w towarzystwie dwóch kolegów ze szkoły przy rzece w Parku Ekologicznym w Pasłęku. Jednak zeznania chłopców były niespójne i nielogiczne.
- Jeden powiedział, że nad jeziorkiem zadzwonił do nich ktoś, ale nie wiedzą, kto i kazał im iść. Przemek tam sam został - opowiada Iwona Rama, matka Przemka.
- Potem kolega wymyślił wersję, że żeśmy go zabili i zakopali w lesie - dodaje Krzysztof Rama, ojciec Przemka.
- Jeden z chłopców twierdził, że jego kolega wepchnął Przemka do wody, drugi z kolei twierdził, że on wpadł do wody sam - zdradza kolejną wersję 14-latków Jakub Sawicki z Komendy Miejskiej Policji w Elblągu.
Jedyne co udało się ustalić to fakt, że 14-letni koledzy Przemka widzieli jego śmierć, nie wezwali pomocy i nie poinformowali nikogo. Rodzina o pomoc zwróciła się do jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego.
- Jeden z nich pcha go, blisko jest woda. Jakby go gonili i jeden go pchnął do tej wody. Wygłup. Ja nie miałem odczucia planu, jakiejś chęci zabójstwa, tylko wygłup w stanie nietrzeźwym. Uważam, że ten chłopiec sam do wody nie wpadł - mówi jasnowidz.
Po pięciu dniach poszukiwań ciało Przemka znaleziono w rzece. Dotarliśmy do dwóch chłopców, którzy byli świadkami jego śmierci. Przedstawili nam tę samą wersję, w którą uwierzył sąd.
- Napiliśmy się piwa i poszliśmy nad kładkę. On zaczął się łapać takiego drewnianego drąga. Po chwili nogi zaczęły mu się staczać do wody, wołał o pomoc. Ja go złapałem za nadgarstek, Mateusz się chwilę pośmiał i też go złapał, ale niestety wpadł do rzeki - opowiada Adam Ś., kolega Przemka.
- Widziałem to miejsce. Gdyby nawet on rękoma trzymał się tej barierki, to nie było takiej możliwości, żeby sięgał nogami do wody, jest to niemożliwe - mówi Krzysztof Rama, ojciec Przemka.
Czternastolatkowie trafili do schroniska dla nieletnich na trzy miesiące. Postawiono im zarzut narażenia na utratę życia i zdrowia. Postępowanie zakończyło się umorzeniem.
- Mam żal do tych chłopców. Nie poprosili nikogo o pomoc. Po całym zdarzeniu udali się na boisko, gdzie ustalali, co mają zeznawać. Dla mnie to jest szokujące - mówi Krzysztof Rama, ojciec Przemka
- Ze strachu nie zadzwoniliśmy na policję, myślałem, że będziemy mieli kłopoty - tłumaczy Adam Ś., kolega Przemka.*
* skrót materiału
Reporter: Agnieszka Zalewska
azalewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)