Skazane na wodę
Desperacka walka z żywiołem. Pani Marianna i jej 88-letnia matka ze wsi Kijany niedaleko Lublina co roku walczą z zalewającą ich gospodarstwo wodą. Dziewięć lat temu fala była tak wysoka, że kobiety cudem uniknęły śmierci. Od tamtej pory boją się o swoje życie. W podobnej sytuacji są inni mieszkańcy gminy. Woda podchodzi do ich domostw, bo w gminie nie ma systemu jej odprowadzania. Urzędnicy nie wiedzą jak pomóc, sugerują przeprowadzkę...
Walka z wodą zaczęła się dziewięć lat temu. Wtedy to pani Marianna i jej bliscy przeżyli koszmar. Rodzina w ostatniej chwili ratowała swoje życie, uciekając przed powodzią.
- Woda była bardzo wysoka, budynki były zalane, stałam po kolona w wodzie - opowiada Krystyna Zgierska, matka pani Marianny.
- Dom, który stał bliżej drogi zniknął. Wszystko płynęło drogą. Mamę wynoszono oknem, córka uciekła w ostatniej chwili, aż buty pogubiła. - dodaje pani Marianna.
Po powodzi trzeba było zaczynać życie od nowa. Niestety, woda wciąż zalewa gospodarstwo pani Marianny. Ostatni raz - tej jesieni. Dziś przykryte śniegiem, budzi jeszcze większy lęk i rodzi pytanie: co będzie, gdy śnieg ten stopnieje. Niestety, w tej obawie żyje nie tylko pani Marianna.
- Jak popada, to woda jest wszędzie. Chodzimy w gumowcach, straż pracuje na okrągło, po sześć jednostek. Ja się tak strasznie boję, jednego roku to siostra mało apopleksji nie dostała, bo brakowało milimetrów, by woda wlała się do domu - opowiada Beata Mazurek, której gospodarstwo także jest zalewane.
- Problem powstał, gdy dwanaście lat temu poginęły spółki wodne. Wszelkie odwodnienia, jakie były prowadzone, zostały scedowane na właścicieli. A to zostało bardzo zaniedbane. Teraz jedni spuszczają wodę na drugich - wyjaśnia Krzysztof Tajer z Zarządu Dróg Powiatowych w Łęcznej.
Niektórzy mieszkańcy gminy z tym problemem zaczęli radzić sobie sami. Odprowadzają wodę na własny koszt. Jednak to nie zawsze rozwiązuje problem, bo woda musi gdzieś płynąć. I płynie często do innych gospodarstw.
- Woda płynie od trzeciej wsi już w tym roku. Gospodarze mieli poważne problemy, wykopali rowy i ta woda odpłynęła do mnie. A ja walczę z wójtem, żeby ona odpływała rowem do rzeki Wieprz - mówi pani Marianna.
Postanowiliśmy z panią Marianną i panią Beatą interweniować u wójta. Kobiety wielokrotnie próbowały walczyć, jednak - jak mówią - bez rezultatu. Tym razem wójt przynajmniej pani Beacie obiecał pomoc i odprowadzenie wody z gospodarstwa.
- Myślę, że na wiosnę, przed roztopami u pani tego problemu nie będzie - zapewnił Mirosław Czesław Krzysiak, wójt gminy Spiczyn.
Niestety, zdaniem wójta pomoc pani Mariannie jest znacznie trudniejsza. Dlaczego? Kobieta mieszka na terenie zagłębionym. Jedyny ratunek, czyli regulacja przepustów, przez które przepływa woda w drodze, jest bardzo kosztowna. Zdaniem urzędników nie daje to pewności, czy woda odpłynie na tyle, by nie zalewać gospodarstwa pani Marianny. Więc ze strachem i żywiołem pozostaje sama.
- Jest koncepcja przekopania drogi i obniżenia przepustu, ale nie wiem, czy taniej nie byłoby przenieść osoby, które są zalewane w inne miejsce - mówi Krzysztof Tajer z Zarządu Dróg Powiatowych w Łęcznej.*
* skrót materiału
Reporterka: Żanetta Kołodziejczyk
e-mail
(Telewizja Polsat)