Przepadł bez śladu

Przepadł bez śladu

Trwają poszukiwania 25-letniego Krzysztofa Kucały z Poręby w Małopolsce. W sobotę 29 maja mężczyzna bawił się w jednym z pobliskich barów. Około godziny drugiej w nocy postanowił pieszo wrócić do domu. Niestety, nigdy do niego nie dotarł. Zdaniem rodziny Krzysztofa policja zrobiła niewiele, by go odnaleźć.

Poręba to niewielka wieś w Małopolsce. Znają się tu właściwie wszyscy. Od urodzenia mieszkał tu także Krzysztof. Miesiąc temu skończyłby 25 lat.

- To jest pokój Krzysztofa. Tak jak go zostawił, tak zostało. Są klucze od domu, od samochodu, dokumenty od samochodu, portfel - opowiada Maria Kucała, matka zaginionego Krzysztofa.  

Jest sobota - 29 maja: Krzysztof spędza wieczór w jednym z pobliskich barów. Razem z przyjaciółmi przez kilka godzin pije alkohol. O godzinie drugiej w nocy postanawia jechać z nimi na dyskotekę. Wkrótce znika po nim wszelki ślad.

- Była jakaś awantura i oni tam nie weszli, stwierdzili, że wracają do domu - mówi Halina Zięba, ciotka zaginionego Krzysztofa.

- Wjechaliśmy na parking, brat chciał żebyśmy się zatrzymali. Stwierdził, że sam pójdzie do domu, żeby wytrzeźwieć - dodaje Paweł Kucała, brat zaginionego Krzysztofa.

Następnego dnia Krzysztof nie pojawił się w domu. Nie było go też u żadnego z kolegów. Po południu jego rodzina zgłosiła sprawę policji. A raczej - usiłowała zgłosić, bo, jak twierdzą bliscy Krzysztofa, funkcjonariusze nie przejęli się zbytnio ich zawiadomieniem.

- Powiedzieli że to jest młody chłopak, jemu się baby chce, a nie do domu będzie wracał - wspomina Maria Kucała.

- Powiedzieli, że spiszą protokół z nami i dopiero po jakimś czasie zaczną szukać - opowiada Bogdan Andrzejewski, ojciec chrzestny zaginionego mężczyzny.

Tego samego dnia rodzina Krzysztofa rozpoczęła poszukiwania na własną rękę. Przeczesano całą drogę, którą chłopak musiałby przejść, aby dotrzeć do domu. Wkrótce trafiono na pierwszy ślad.

- Krzysztofa zarejestrowały kamery ze stacji benzynowej - opowiada Paweł Kucała, brat zaginionego Krzysztofa.

- Ale policja nic z nimi nie zrobiła. Ani psów tropiących, ani żeby cokolwiek powiedzieli, że jakiś patrol będzie przeszukiwał, nic - dodaje Bogdan Andrzejewski, ojciec chrzestny zaginionego

- Wydaje mi się, że zrobiono wszystko, co zrobić można było - informuje Dariusz Nowak z Komedy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.

Kilka dni po zaginięciu rodzina Krzysztofa zwróciła się o pomoc do jasnowidza. Ten stwierdził, że chłopak żyje. Może mieć jednak poważne kłopoty. To fragment jego wizji:

"Uważam, że ten człowiek żyje. Była jakaś bójka. On wdał się w bójkę - ma teraz z tym jakieś problemy. Boi się wrócić".

- Od razu rozwiesiliśmy plakaty, gdzie tylko się dało, ale odezwał się tylko jakiś naciągacz - mówi Bogdan Andrzejewski.

Tydzień po zaginięciu Krzysztofa do jego rodziców zadzwonił tajemniczy mężczyzna. Twierdził, że chce pomóc w poszukiwaniach, i że ma informacje, które rozwiążą ich problem.

- Powiedział, że Krzysiek jest przetrzymywany w Krakowie, że trzeba jak najszybciej pojechać po niego, bo się męczy, biją go - mówi Paweł Kucała.

W zamian za informacje mężczyzna zażądał od rodziny Krzysztofa dwudziestu tysięcy złotych. Wbrew jego zakazom rodzice chłopaka o wszystkim powiadomili policję. Chwilę później szantażystę zatrzymano.

- Nic nie wiedział na temat Krzysztofa. Wszystko, co opowiadał, to raczej jest wytwór jego fantazji. W tego typu sprawach tacy ludzie pojawiają się niemal zawsze - informuje Dariusz Nowak z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.

- Krzysztof nie mógł uciec ani wyjechać za granicę. Albo go ktoś przetrzymuje, albo gdzieś tam leży, tylko my go nie możemy znaleźć - mówi Maria Kucała, matka zaginionego Krzysztofa.

Dopóki nie ma ciała, Krzysztof wciąż poszukiwany jest jako zaginiony. Od kilku tygodni policyjne śledztwo tkwi jednak w miejscu. Z każdym dniem losy chłopaka stają się coraz bardziej niejasne. A szanse na ich wyjaśnienie błyskawicznie maleją.

- Policja traktowała nas jak takich łazichodów, którzy zawracają im głowę, jakąś taką błahostką dla nich. Myślę, że po miesiącu, po dwóch jego teczka trafiła gdzieś bardzo głęboko i nawet do niej nie zaglądają - uważa Bogdan Andrzejewski, ojciec chrzestny zaginionego Krzysztofa.*

* skrót materiału



Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)