Samochód uszkodzony - nie ma winnych
Pan Zbigniew Kaźmir mieszka w Giżycku, jest weterynarzem. Dwudziestego lutego jechał autem do Warszawy. Kilka kilometrów przed Ostrowią Mazowiecką spotkała go nieprzyjemna niespodzianka. Wjeżdżając na dziurę uszkodził pojazd. Jednak mimo uznanej szkody przez zarządcę drogi, do dzisiaj nie otrzymał pieniędzy z ubezpieczenia. Pan Zbigniew Kaźmir mieszka w Giżycku, jest weterynarzem. Dwudziestego lutego jechał autem do Warszawy.
Kilka kilometrów przed Ostrowią Mazowiecką spotkała go nieprzyjemna niespodzianka. Wjeżdżając na dziurę uszkodził pojazd. Jednak mimo uznanej szkody przez zarządcę drogi, do dzisiaj nie otrzymał pieniędzy z ubezpieczenia.
- Padał deszcz, była mgła, jechałem wolno i wpadłem w dziurę, która była wypełniona wodą - mówi Zbigniew Kaźmir, który walczy z firmą ubezpieczeniową.
Auto pana Zbigniewa trafiło do warsztatu. Koszt naprawy uszkodzonego zawieszenia wyniósł prawie 3000 złotych. Pan Zbigniew postanowił zgłosić zaistniałą szkodę Mazowieckiemu Zarządowi Dróg Wojewódzkich, podmiotowi, który odpowiada za feralną trasę.
- Otrzymaliśmy zgłoszenie o szkodzie. Stwierdziliśmy fakt, że taki ubytek w tamtym miejscu, na tamtej drodze, na tamtym odcinku był - mówi Monika Burdon z Mazowieckiego Zarządu Dróg Wojewódzkich.
- Mazowiecki Zarząd Dróg Wojewódzkich uznał swoją winę. Stwierdzili, że pan Kaźmir rzeczywiście powinien otrzymać odszkodowanie - mówi Ireneusz Bunkowski, pełnomocnik pana Zbigniewa.
I tu niespodzianka. Mimo, iż Mazowiecki Zarząd Dróg Wojewódzkich wziął na siebie odpowiedzialność, ubezpieczyciel zarządcy, firma InterRisk wypłaty odszkodowania odmówił.
- Ubezpieczyciel nie przyjmuje do wiadomości, że dziura istniała - mówi Ireneusz Bunkowski, pełnomocnik pana Zbigniewa.
Identyczna historia spotkała pana Sebastiana Drożdżała z Warszawy. 16. marca mężczyzna wracał z pracy. U zbiegu ulic Regulskiej i Alej Jerozolimskich wjechał w potężną dziurę.
- Rejon dróg publicznych stwierdził, że nie ma problemu. Stwierdzili obecność dziury w tym czasie. Z resztą trzy dni później dziurę załatali. Dla nich było oczywiste, że dostanę wypłatę odszkodowania - mówi Sebastian Drożdżał, który walczy z firmą ubezpieczeniową.
Tak się jednak nie stało. Panu Sebastianowi, podobnie jak panu Zbigniewowi, ubezpieczyciel odmówił wypłaty odszkodowania. Co ciekawe odpowiedzi skierowane do obu poszkodowanych mężczyzn są identyczne. Różni je nazwisko adresata.
- Identyczne zdania są w każdym piśmie akurat. To jest to takie kopiuj-wklej - mówi Ireneusz Bunkowski, pełnomocnik pana Zbigniewa.
Chcieliśmy porozmawiać przed kamerą z przedstawicielem firmy InterRisk. Niestety, ubezpieczyciel nie zgodził się na to. Swoje stanowisko, łudząco podobne do pism, jakie otrzymali obaj poszkodowani, przesłał nam mailem:
"(...) Nie kwestionujemy istnienia ubytku na drodze w dniu zajścia zdarzenia, natomiast wykazujemy, że podejmowane przez Ubezpieczającego działania mające na celu jak najszybsze zapobieganie niebezpieczeństwu na drodze, przesądzają o braku jego winy za zaistniałe zdarzenie (...)"
- Złożę odwołanie do rejonu dróg i do towarzystwa ubezpieczeniowego, natomiast jeżeli nie, wystąpię na drogę sądową i będę domagał się wypłaty należnego odszkodowania - mówi Sebastian Drożdżał, który walczy z firmą ubezpieczeniową. *
* skrót materiału
reporter: Irmina Brachacz
ibrachacz@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)