Bezdomni, bo chorzy

Bezdomni, bo chorzy

Pani Marta i pan Tomasz przez 5 lat nie płacili czynszu za swoje mieszkania w Jastrzębiu Zdroju, dlatego zostali z nich eksmitowani. Pracownicy spółdzielni mieszkaniowej byli bezwzględni, choć doskonale wiedzieli, że stan psychiczny staruszków pozostawia wiele do życzenia. Zamiast lokatorom pomóc, spółdzielnia wynajęła im pokoje w hotelu robotniczym na 30 dni. Później dłużnicy trafią na bruk.

- Zgłosiła się firma i wynajęła pokoje. Recepcjonistki były przekonane, że zostali zakwaterowani jej pracownicy - mówi Małgorzata Konieczny z hotelu Diament w Jastrzębiu-Zdroju.

To nie pracowników zakwaterowano w hotelu robotniczym, a dwójkę staruszków, dłużników spółdzielni Nowa z Jastrzębia-Zdroju. Spółdzielnia nie mogła eksmitować ludzi na bruk, więc wynajęła dla 73-letniego Tomasza Lipki i 62-letniej Marty Urban pokoje w hotelu "Diament". Na 30 dni. 

- Nie ma przepisów, które określają ile powinna przebywać eksmitowana osoba w pomieszczeniu zastępczym. Miesiąc to jest bardzo dobry okres, aby wszyscy zainteresowani mogli się sprawą zająć - przekonuje Władysław Dydo, prezes spółdzielni Nowa w Jastrzębiu Zdroju.

Dramat staruszków rozpoczął się 5 lat wcześniej, kiedy to przestali płacić czynsz. Zadłużenie urosło do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Sąd na wniosek spółdzielni postanowił o ich eksmisji i dwa lata temu wydał wyrok zaocznie, bez prawa do lokalu socjalnego. Pani Marta i pan Tomasz mają wysokie emerytury, powyżej 2000 złotych. Nikt jednak nie sprawdził ich kondycji psychicznej.

- Poznałam te osoby bliżej. Jest im potrzebna opieka lekarska, oni są zagubieni, żyją w swoim świecie - mówi Iwona Góra, restauratorka w hotelu Diament w Jastrzębiu Zdroju.

- Zawsze byłem zdrowy, przecież ja jestem skoczkiem spadochronowym, to zdrowie mi dopisuje - przekonuje 73-letni Tomasz Lipka, eksmitowany z mieszkania.

- Nie byłam w żadnym sądzie. U nas nie ma sądu tutaj, oni zdewastowali - dodaje Marta Urban, eksmitowana z mieszkania.

Spółdzielnia, na której wniosek została dokonana eksmisja od kilku lat wiedziała, że stan zdrowia psychicznego u dwójki staruszków pozostawia wiele do życzenia. Nie zrobiono jednakże nic, aby pomóc wydostać im się z opresji, a dług rósł.

- Kierownicy administracji kontaktowali się z opieką społeczną. Nie wiem, czy to był kontakt pisemny, ale na pewno był kontakt telefoniczny. Pani, która została eksmitowana, miała córkę, która się nią opiekowała, a eksmitowany pan miał kogoś z dalszej rodziny. To pytanie jest trochę przewrotne: dlaczego my, a nie dlaczego oni? - pyta Władysław Dydo, prezes spółdzielni mieszkaniowej "Nowa".

- Nie mieliśmy wcześniej żadnych sygnałów. Te osoby posiadały swoje świadczenia emerytalno-rentowe. Nie wiedzieliśmy, że ta sytuacja jest tak bardzo napięta - twierdzi Teresa Bac, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Jastrzebiu Zdroju

Sytuacja opieki nad matką, którą miała według pana prezesa spółdzielni sprawować córka pozostawiała wiele do życzenia.

- Mama nie da się zaprowadzić do lekarza. Przedwczoraj był ktoś z opieki z nią w przychodni i ona uciekła do mnie na targowisko - mówi Beata B., córka pani Marty.

Okazało się również, że ktoś, o kim pan prezes spółdzielni mówił, że jest rodziną pana Tomasza, był dla staruszka obcą osobą.

- Gdziekolwiek bym nie poszedł, to jestem dla niego obcy człowiek. Urzędnicy pytali, co mnie on obchodzi i tak dalej i tak dalej- mówi pan Ireneusz, który odwiedzał pana Tomasza.

Pytamy eksmitowanego Tomasza Lipkę, czy pamięta moment eksmisji:

- Pewnie, że pamiętam, bo Wisła wypływa z Wisły i jest pod Wawelem - odpowiada mężczyzna.

To nie brak pieniędzy był przyczyną eksmisji z mieszkań dwójki staruszków, tylko prawdopodobnie ich choroba. Okazało się, że administracja, sąsiedzi, przyjaciele, a nawet rodzina wiedzieli o problemach pani Marty i pana Tomasza. Nikt jednak nie pomógł, nie zawiadomił w odpowiednim czasie ani sądu, ani opieki społecznej. Nikt nie zapewnił opieki lekarskiej. *

* skrót materiału

Reporter: Bożena Golanowska

bgolanowska@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)