Żeglarz kontra gmina Nieporęt

Żeglarz kontra gmina Nieporęt

Gmina Nieporęt zniszczyła przedsiębiorcę? W 2000 roku tamtejsi urzędnicy wydzierżawili działkę panu Włodzimierzowi, a kilka miesięcy później odcięli do niej dojazd. Mężczyzna na działce zbudował nowy port, ale bez drogi dojazdowej zaczął tracić klientów. Sprawę skierował do sądu. Na wyrok czeka już prawie 10 lat.

Włodzimierz Kluczyński od końca lat osiemdziesiątych prowadził port jachtowy w Nieporęcie nad Zalewem Zegrzyńskim. Biznes rozwijał się w szybkim tempie. Jednak po dziesięciu latach pojawiła się poważna konkurencja.

- Znalazła się firma, która przekonała decydentów w gminie oraz Okręgowym Związku Żeglarskim, od którego część obiektów dzierżawiłem, że mój czas już się skończył i oni zrobią to lepiej - twierdzi Włodzimierz Kluczyński, były dzierżawca portu jachtowego. 

- Była jakaś umowa, która się skończyła i zmieniły się realia na tej działce. Gmina wydzierżawiła tę działkę innemu podmiotowi - mówi Hanna L., radca prawny Urzędu Gminy Nieporęt.

Na początku 2000 roku, kilka miesięcy przed tym jak wypowiedziano jej dzierżawę w starym porcie, firma pana Włodzimierza "Kluczyński Sails" wydzierżawiła od Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej sąsiadującą z portem działkę - ponad sześć tysięcy metrów kwadratowych. Biznesmen myślał wtedy o powiększeniu swojego stanu posiadania.

- Myślał, żeby założyć drugi port, taki kameralny dla bliższych klientów - opowiada Hanna Szeliga, partnerka Włodzimierza Kluczyńskiego.

- W zimie dostał dzierżawę, a w lecie stanął płot na drodze dojazdowej do nowego portu. Pilnowało go pięć radiowozów ochrony - dodaje Andrzej Małecki, znajomy Włodzimierza Kluczyńskiego.

Płot, który odciął dojazd do nowego portu Włodzimierza Kluczyńskiego postawiła gmina Nieporęt. Rzekomo miał chronić stan posiadania firmy, która stała się nowym dzierżawcą byłego portu Kluczyński Sails.

- Państwo ma określone możliwości, procedury jak pomagać przedsiębiorcom. Nie dość, że nie pomogło, to jeszcze wpędziło go w poważne kłopoty - mówi Jarosław Żukowski, redaktor naczelny dwumiesięcznika "Prawo Pomocy Publicznej".

- Jeżeli pan Kluczyński mówi, że został przeze mnie zniszczony, to na to jest sprawa sądowa - mówi Maciej Mazur, wójt gminy Nieporęt.

- Zgodnie z obowiązującym planem zagospodarowania przestrzennego, tereny, na których prowadzi pan Kluczyński działalność, wskazane są jako tereny ingerencji brzegowej. Określone są jako teren plaży -dodaje Maciej Czerski z Urzędu Gminy Nieporęt.

Włodzimierz Kluczyński prawie dziesięć lat dochodzi swoich praw przed Sądem Rejonowym w Legionowie. Nie może zrozumieć dlaczego sąd tak długo nie może poradzić sobie z tak prostą sprawą, jak wytyczenie drogi koniecznej.

- To się nazywała sprawa o przywrócenie stanu posiadania, która trwała 3 lata. Potem sędzia stwierdził, że w zasadzie w ogóle niepotrzebnie się odbyła, bo to w ogóle nie o to chodzi - opowiada Hanna Szeliga, partnerka Włodzimierza Kluczyńskiego.

- Kolejna sprawa trwa już 7 lat i nie można wyjaśnić, czy działka ma swój dojazd czy tego dojazdu nie ma. Jak to jest? Dlaczego sądy tak długo działają? - pyta Krzysztof Gmochowski, znajomy pana Włodzimierza.

Nowa przystań bez drogi dojazdowej dziesięć lat temu była gotowa na przyjęcie żeglarzy. Przez ten czas stałych klientów firmy Kluczyński Sails ubywało z roku na rok. Właściciel firmy mieszka na barce i pilnuje niszczejącego majątku. Na domiar złego, Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej podwyższył umowę dzierżawy do trzech i pół tysiąca złotych miesięcznie.

- Stoimy teraz na spróchniałych już deskach. Ale one 10 lat temu były położone nowe, piękne. Wszystkie pieniądze, które zostały tu zainwestowane, zostały wyrzucone w błoto - podsumowuje Andrzej Małecki, znajomy Włodzimierza Kluczyńskiego.*

* skrót materiału

Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)