Czy konie musiały tak skończyć?
Makabryczna śmierć zwierząt pod Wieluniem. W jednym z gospodarstw padło aż siedem koni. Zwierzęta były głodne i wycieńczone. Jak mówią w Fundacji Niechciane i Zapomniane, zwierzęta padły nie dlatego, że ich właściciele sami nie mieli co jeść. Chodziło o ludzką nieodpowiedzialność. Nikomu jednak nie zostaną postawione zarzuty.
- Zwierzętami powinni zajmować się tylko odpowiedzialni ludzie, którzy potrafią o nie dbać - mówi Zbigniew Caban ze Straży Miejskiej w Wieluniu.
W gospodarstwie we wsi Starzenice koło Wielunia jedenaście koni żyło w skandalicznych warunkach. Także chluba całego stada - czternastoletnia klacz Dzielna, kiedyś koń wyścigowy na warszawskim Służewcu. Niegdyś Dzielnej nie brakowało niczego, tu walczyła o przeżycie.
- Zwierzęta, szczególnie takie wysokorozwinięte ssaki, przeżywają takie same emocje jak ludzie. Czyli możemy założyć z całym prawdopodobieństwem, że ona się czuła tak jak każdy z nas by się czuł w tej sytuacji - mówi Jolanta Łapińska, zoopsycholog.
- W stodole nic nie ma do jedzenia . Ani siana, ani zboża. Zboża nieskoszone, nieskoszona łąka.Co miały te konie jeść? - mówi mieszkaniec Starzenic.
- Konie są bardzo dumnymi i szlachetnymi zwierzętami. I odarcie ich z tej dumy powoduje, że wpadają w depresję - mówi Jolanta Łapińska, zoopsycholog.
- Woda przelewała się przez stodołę, wpływała do boksów. Dlatego w boksach były tylko odchody i błoto - mówi Jarosław Miszczak z Fundacji Niechciane i Zapomniane.
Nikt w gospodarstwie koni nie przywiązywał. Biegały samopas, kalecząc się o maszyny rolnicze. Klacz Dzielna, w poszukiwaniu jedzenia wpadła do niezabezpieczonej piwnicy.
- Otwór był mały, niezabezpieczony niczym, nieprzykryty. Klacz wpadła do piwnicy i złamała nogę. Klacz, która wpadła do piwnicy i poddana została potem eutanazji, zostawiła po sobie dwa źrebaki. I te źrebaki padły, najprawdopodobniej z głodu - mówi Jarosław Miszczak z Fundacji Niechciane i Zapomniane.
W połowie września sąsiedzi zaalarmowali straż miejską w Wieluniu. Strażnicy, którzy byli na interwencji, mówią, że tego widoku nie zapomną do końca życia. Lekarz weterynarii na widok martwych koni wyszedł z podwórza.
- Dzień przed naszą wizytą z terenu posesji zostały zabrane cztery martwe konie, które padły kilka dni wcześniej. A oprócz tego jednego, którego zastaliśmy już martwego na podwórku, w takiej szopie znajdowały się jeszcze dwa źrebaki, które prawdopodobnie też padły w tym dniu - mówi Jarosław Miszczak z Fundacji Niechciane i Zapomniane.
Zarówno właściciel koni, który na co dzień mieszka i pracuje w Hiszpanii, jak również jego brat mówią, że nie mają sobie nic do zarzucenia. Utrzymują, że konie miały dobrą opiekę.
Reporter: Dlaczego konie zdechły?
- Były chore, nienakarmione odpowiednio. To wszystko. Nie mogę pani więcej powiedzieć - mówi właściciel koni.
- Jest to trudne do zrozumienia, dlaczego ktoś utrzymuje zwierzęta, rozmnaża i jednocześnie do takiego stanu je doprowadza - mówi Jarosław Miszczak z Fundacji Niechciane i Zapomniane.
Dotychczas do prokuratury nie wpłynęło zawiadomienie o popełnionym przestępstwie. Fundacji Niechciane i Zapomniane udało się jednak odebrać właścicielowi trzy ocalałe konie. Znaleziono dla nich nowy dom.
- Przez pierwsze dwa dni pobytu u nas po prostu nie odchodziły od siana. Widziały siano, stawały i zaczynały je jeść. Cały czas - mówi Jarosław Miszczak z Fundacji Niechciane i Zapomniane. *
* skrót materiału
Reporter: Ewa Pocztar- Szczerba
epocztar@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)