Obsesja: pisanie skarg

Obsesja: pisanie skarg

Postrach urzędników z Bytowa. Pan Wincenty od kilku lat przynajmniej raz w tygodniu pisze skargę lub składa wniosek w ratuszu. Pisma dotyczą takich spraw jak przeciąg w drzwiach wejściowych urzędu, czy zażalenie na złe rozpatrzenie jego wcześniejszej skargi. Każda sprawa przechodzi przez aż sześć etapów w ratuszu, czym spowalnia jego pracę. Urzędnicy są bezradni.

Nie ma tygodnia, aby Wincenty K. z Bytowa nie zasiadł przy stoliku petenta na parterze bytowskiego ratusza i nie napisał skargi, wniosku czy pisma. Walka pana Wincentego z urzędem miasta trwa już kilka lat. Urzędnicy z początku podchodzili do skarg pana Wincentego z pełną powagą i zaangażowaniem.

- Na początku myślałem, że to dotyczy ważnych spraw, ale później stwierdziłem, że to jakaś walka pana K. z aparatem urzędniczym. Mam wrażenie, że to jakaś jego fobia - mówi Janusz Wiczkowski, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy.

W krótkim czasie urzędnicy zorientowali się, że liczba pism skierowanych przez Wincentego K. do urzędu przekracza wszelkie normy. Założono nawet specjalny zeszyt, przeznaczony do korespondencji z Wincentym K., jednym z mieszkańców siedemnastotysięcznego Bytowa.

- Założyliśmy dodatkowo rejestr korespondencji z panem K. Jesteśmy na bieżąco. Tych pism i skarg jest tu zarejestrowanych 143 - informuje Ryszard Sylka, burmistrz Bytowa.

Pisma Wincentego K. dotyczą często rzeczy błahych bądź absurdalnych takich jak: przeciąg na korytarzu Urzędu Miasta, stopki w drzwiach wejściowych, zaginięcie teczki z dokumentami, bądź wniosek o przebadanie wszystkich radnych u psychologa. Mężczyzna wystosował też bagatelka - kilkadziesiąt skarg na pracę urzędników i burmistrza.

- Urzędnicy są zmęczeni tą sytuacją, ponieważ odrywają one ich od pracy. Wiąże się to z późniejszymi odwołaniami do sądów. Oni czują pewien strach, nie chcą się do tego przyznać, ale to nazwisko rodzi strach i popłoch - mówi Marcin Pacyno z Dziennika Bałtyckiego.

Prześledziliśmy drogę takiej skargi. Aby trafić w formie odpowiedzi do składającego ją Wincentego K. musi ona przejść aż sześć etapów. Począwszy od biura podawczego, burmistrza, sekretarza, poprzez biuro rady miejskiej na komisji rewizyjnej kończąc. Czy urzędnicy, rozpatrując tak olbrzymią liczbę skarg pana Wincentego, mają czas dla innych obywateli miasta?

- Czasami zdarzało się, że program sesji w 80 procentach składał się ze skarg pana K. - zdradza Marcin Pacyno z Dziennika Bałtyckiego.

Postanowiliśmy poszukać Wincentego K. Niestety, nie chciał z nami rozmawiać przed kamerą.

- Te skargi niewiele zajmują czasu, jakieś 5 minut i jest po skardze. Im oni gorzej będą je załatwiali, tym bardziej ja będę pisał - powiedział przez telefon Wincenty K.

- Urząd na pewno nie zostanie zablokowany przez pana K., ale gdyby takich panów było pięciu lub dziesięciu, to byłby już problem - mówi Janusz Wiczkowski, dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy.

Reporterka: Bożena Golanowska

bgolanowska@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)