Odkręcił gaz i czekał, co się stanie

Odkręcił gaz i czekał, co się stanie

Mieszkańcy kamienicy w Grudziądzu boją się o własne życie. Twierdzą, że ich nieobliczalny sąsiad w każdej chwili może wysadzić budynek w powietrze. Lokatorzy są pewni, że jest niepoczytalny. Kilka tygodni temu mężczyzna odkręcił w mieszkaniu gaz i przy świeczce czekał, co się stanie.

Pięć rodzin z kamienicy w centrum Grudziądza wiedzie w niej z pozoru spokojne życie. Trzy młode małżeństwa z dziećmi wprowadziły się niedawno. Reszta lokatorów mieszka w budynku od wielu lat. Równie długo żyje w kamienicy jeszcze jeden mieszkaniec: Janusz J. spędza sąsiadom sen z powiek.

- Boję się wychodzić na klatkę, do piwnicy. Jeżeli go widzę, nie wychodzę z domu. Sąsiad jest człowiekiem bardzo dziwnym, podejrzewamy, że jest chory psychicznie - mówi Gabriela Jędrzejewska, mieszkanka kamienicy.

- On nie bierze systematycznie leków. Nikt się nim nie interesuje. Po śmierci jego matki nikt do niego nie przychodzi, żyje sam sobie już rok - dodaj Monika Umińska, która także mieszka w kamienicy.

Kilka tygodni temu o mały włos nie doszło do dramatu. Lokatorzy boją się o życie swoje i swoich najbliższych.

- Odkręcił kurki z gazem, a sam siedział w mieszkaniu i czekał na to, co się stanie - mówi Monika Umińska, mieszkanka kamienicy.

- Zobaczyłem, że u niego się świeci, choć prądu nie ma. Wyglądało to na świeczkę - dodaje Władysław Hinc, lokator w kamienicy.

Problemy z sąsiadem mieszkańcy kamienicy mieli już wcześniej. Mężczyzna kilkukrotnie zabierany był do szpitala psychiatrycznego.

- Zaczął wszystko rozbijać w domu, telefon rozbił na kawałki. Jego matka do mnie przyszła i zadzwoniliśmy na pogotowie oraz policję. Wzięli go w kaftan bezpieczeństwa i zabrali - opowiada Władysław Hinc.

- Najgorszy jest problem, że sąsiad jest współwłaścicielem tego mieszkania. Najlepiej by było zamknąć go w jakimś zakładzie specjalnym, ale dużo zależy w tej sprawie od rodziny, od różnych instytucji - dodaje Dariusz Mechliński, który także mieszka w kamienicy.

A instytucje są bezradne. Na zmianę obarczają się odpowiedzialnością.

- Skoro trzynaście razy monitowaliśmy o przebadanie pana i do tej pory nie zostało to zrobione, to śmiem twierdzić, że jest to wina lekarza - mówi Małgorzata Suchomska, kierownik Działu Pomocy Środowiskowej w MOPR w Grudziądzu.

- Nie mogę wystawić zaświadczenia, bo człowieka nie zbadałem, nie mogłem ocenić jego stanu psychicznego, bo albo nie było go w domu, albo nie otwierał drzwi - wyjaśnia dr Sławomir Lewandowski, lekarz psychiatra z poradni zdrowia psychicznego w Grudziądzu.

- Nie otworzył drzwi... a może już nie żył lub był w stanie zagrożenia życia? Przede wszystkim trzeba było poprosić o pomoc pogotowie ratunkowe lub policję. On powinien dotrzeć do tego człowieka, który jest w potrzebie. Dla mnie jest on tylko posiadaczem dyplomu, przestał być lekarzem - mówi Marek Nowak, dyrektor Regionalnego Szpitala Specjalistycznego w Grudziądzu.

Janusz J. obecnie przebywa w szpitalu psychiatrycznym, z którego prędzej czy później wyjdzie. Kilka tygodni temu udało się uniknąć tragedii, ale czy w przyszłości mieszkańcy kamienicy będą mieli tyle szczęścia?*

* skrót materiału

Reporter: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)