Podejrzana kontrola licznika
Rok temu w domu państwa Zamojskich z Bydgoszczy została przeprowadzona kontrola licznika energii elektrycznej. Małżeństwo zostało oskarżone o kradzież prądu, nałożono na nie karę 4,5 tys. zł. Zamojscy są zszokowani, bo kontrola odbyła się pod ich nieobecność. Twierdzą, że są niewinni, a kontrolerzy sami uszkodzili licznik, by zyskać nagrodę.
Do domu państwa Zamojskich kontrolerów wpuściła babcia pani Agnieszki, która tego dnia zajmowała się ich chorym dzieckiem.
- Przeprowadzona kontrola wykryła, że uszkodzono plombę monterską, został spuszczony jeden mostek napięciowy, co świadczyło o tym, że energia na jednej fazie była nieliczona - informuje Lech Drzewiecki, rzecznik prasowy oddziału Bydgoszcz Enea Operator.
Za nielegalny pobór energii Zamojscy mają zapłacić prawie 4,5 tys. zł. Mają jednak wiele zastrzeżeń do przeprowadzonej kontroli.
- Kontrolerzy uznali, że upoważniona do reprezentowana mnie jest starsza pani, która otworzyła im drzwi. Babcia nie stała przy liczniku, nie widziała, co panowie robią. To nie ja uszkodziłem ten licznik, kontroler mógł to zrobić, miał taką możliwość. Przepisy o wynagrodzeniach kontrolerów są tak korupcjogenne, że jest to bardzo prawdopodobne - mówi Tomasz Zamojski, którego posądzono o nielegalny pobór prądu.
- Mam oświadczenie naszych wykrywających, które mówi, że ta pani uczestniczyła w procesie układu pomiarowego. Dopiero gdy odbiorca uiści opłatę, kontroler ma prawo do nagrody. Jest to 35 procent kwoty na wystawionej fakturze - twierdzi Lech Drzewiecki, rzecznik prasowy oddziału Bydgoszcz Enea Operator.
Kontrole u państwa Zamojskich przeprowadzała zewnętrzna toruńska firma, która współpracuje z Eneą. Chcieliśmy porozmawiać z osobami, które stwierdziły nieprawidłowości. Bez skutku.
Kontroli licznika, która miała miejsce dwa lata temu, nie zapomni także pani Halina Jańczak z Tarkowa Dolnego. U kobiety również stwierdzono nielegalny pobór prądu.
- Weszło na klatkę dwóch mężczyzn w cywilnych ubraniach, przyjechali cywilnym samochodem. Wyjrzałam przez wizjer i zauważyłam, że manipulują przy moim liczniku. Kiedy zażądałam wyjaśnień, usłyszałam, że kradnę prąd. Bombardowali mnie fakturami, na około 2400 zł do zapłaty - wspomina pani Halina.
Tłumaczenia pani Haliny oraz pisma wysyłane do Enei nie pomogły. Problemy kobiety skoczyły się dopiero w sądzie. Rok temu został powołany biegły sądowy, który nie zgodził się z ekspertyzami, na które powoływała się firma energetyczna.
- Zakwestionował fakt, aby w ten licznik dokonano celowej ingerencji - wyjaśnia Włodzimierz Hilla z Sądu Okręgowego w Bydgoszczy.
- To był koszmar, to były dwa lata wyjęte z mojego życia i to zrobiła mi Enea. Nigdy nie powiem, że jest to uczciwa firma. Boje się teraz, za każdym razem, kiedy wracam z pracy, wzrok mój pada na licznik - mówi pani Halina.
Do sądu trafiła także sprawa Zamojskich. Tydzień temu odbyła się kolejna rozprawa. Pan Tomasz ma nadzieję, że przedstawione przez niego argumenty pozwolą na wyjaśnienie problemu.*
* skrót materiału
Reporter: Grzegorz Kowalski
gowalski@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)