Poroniła w areszcie
Pani Małgorzata trafiła do aresztu w Krakowie w październiku 2010 roku. Kobieta od samego początku alarmowała, że jest w pierwszych dniach ciąży i wymaga specjalistycznej opieki, bo jej wcześniejsze ciąże przebiegały z komplikacjami. Niestety, zanim podjęto odpowiednie działania, dziecko zmarło. Sprawę wyjaśnia prokuratura.
Ciąża to wyjątkowy i piękny czas w życiu kobiety. Niestety, dla pani Małgorzaty miał zakończyć się dramatem. W pierwszych dniach jej trwania, w październiku 2010 roku pani Małgorzata z Nowego Targu trafiła do aresztu w Krakowie. Najpierw na ulicę Montelupich, skąd przewieziono ją do oddziału w Ruszczy.
- Małgorzacie W. został przedstawiony zarzut przemytu narkotyków oraz pomocy w ich produkcji. Jest to wielowątkowa sprawa, obejmująca wiele osób, które dokonywały bardzo poważnych przestępstw - informuje Józef Radzięta z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.
- Przyszli nad ranem i aresztowali mnie, syna i mojego konkubenta. Po przesłuchaniu wypuścili konkubenta i syna, a mnie zostawiono w areszcie. Pani prokurator nie wierzyła, że jestem w ciąży. Stwierdziła, że testy ciążowe się bardzo mylą i wysłała na badania - wspomina pani Małgorzata.
Badania potwierdziły ciążę pani Małgorzaty, jednak, jak twierdzi kobieta, nie zmieniło to wiele w traktowaniu jej przez funkcjonariuszy i więziennych lekarzy.
- Zawieziono mnie do szpitala, potwierdziło się, że jestem w ciąży i na tym się skończyło. Nie miałam żadnej wizyty u ginekologa. Strasznie się rozchorowałam, skierowano mnie do chirurga, który mnie badał, nawet słuchawek mi nie przyłożył, tylko przepisał lekarstwa - opowiada pani Małgorzata.
- Były jej podawane leki, których stosowanie wobec kobiet w ciąży powinno być objęte ścisłym nadzorem - dodaje Paweł Eilmes, pełnomocnik pani Małgorzaty.
Poprzednie ciąże pani Małgorzaty przebiegały z komplikacjami. Obydwie wymagały podtrzymywania i wiązały się z pobytem w szpitalu. Pięcioletnia córka urodziła się z przepukliną pępowinową i do dziś boryka się z dolegliwościami. Dlatego też pani Małgorzata obawiając się podobnej sytuacji domagała się przeprowadzenia badań prenatalnych.
- Od momentu zastosowania tymczasowego aresztowania do badania minęły co najmniej trzy tygodnie - mówi Paweł Eilmes, pełnomocnik pani Małgorzaty.
- Lekarz mi powiedział, że nie widzi potrzeby przeprowadzenia badań prenatalnych. Mówiłam mu o komplikacjach, o tym, że wychowuję chore dziecko. W końcu przewieźli mnie do szpitala, żeby ustalić, który to jest tydzień ciąży. Badania prenatalne się robi w 12-13 tygodniu. Okazało się, że dziecko jest już martwe. Siedziałam w areszcie z martwym dzieckiem w brzuchu trzy dni - wspomina pan Małgorzata.
Wymiar sprawiedliwości jednak patrzy na tę sprawę zupełnie inaczej. Rzecznik więzienia nie chciał na ten temat z nami rozmawiać.
- W tej sprawie trwa postępowanie wyjaśniające zarządzone przez dyrektora okręgowego służby więziennej w Krakowie, ponadto prowadzone jest postępowanie przez Prokuraturę Rejonową Kraków-Śródmieście. Z tego też powodu nie mogę odpowiadać na zadawane pytania - powiedział Maciej Niemiec, rzecznik Zakładu Karnego w Krakowie Nowej Hucie.
Pani Małgorzata została zwolniona z aresztu 8 listopada, dwa tygodnie przed planowanym terminem. Decyzję doręczono jej zaraz po zabiegu usunięcia martwego płodu, jeszcze w szpitalu.
- Prokurator zdecydował o uchyleniu aresztu, bo otrzymał wiadomość, że Małgorzata W. przygotowywana jest do zabiegu usunięcia obumarłej ciąży i pobyt w areszcie śledczym zagraża jej zdrowiu - informuje Józef Radzięta z Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie.
Nic nie zwróci pani Małgorzacie nienarodzonego dziecka. Czy można je było uratować? Być może orzeknie o tym sąd. Pani Małgorzata złożyła bowiem w tej sprawie doniesienie do prokuratury.*
* skrót materiału
Reporter: Sylwia Sierpińska
ssierpinska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)