Uprowadziła córkę - Niemcy ją chronią

Uprowadziła córkę - Niemcy ją chronią

Niemcy nie uznają polskich wyroków. Wracamy do bulwersującej historii Jana Kacprzaka. Mężczyzna już szósty rok walczy o odzyskanie córki Weroniki. Dziecko uprowadziła i wywiozła do Niemiec matka, bo polski sąd odebrał jej wcześniej władzę rodzicielską. Choć kobieta złamała prawo, to w Niemczech czuje się bezkarna. Tamtejsze sądy mają za nic polskie wyroki.

- Nasze prawo nie jest respektowane w Niemczech, mimo że Polska jest w Unii Europejskiej. Nasz kraj nie jest partnerem do rozmowy z Niemcami. Wybijmy to sobie z głowy - żali się Krystyna Lemanowicz, ciotka Weroniki.

- Mimo tylu wyroków sądów polskich i ukraińskich, córki nadal nie mam - rozpacza Jan Kacprzak, ojciec Weroniki.

O dziewczynkę walczy jej ojciec i rodzina. Ta walka trwa już 6 lat.

- Sąd uwzględnił wniosek o wydanie dziecka złożony przez pana Jana oraz oddalił wniosek matki o przywrócenie jej władzy rodzicielskiej - mówi Krzysztof Tumielewicz, adwokat pana Jana.

- Próbowałem kilka razy odnaleźć córkę pod adresami, które podawała matka, ale okazywały się fałszywe, mimo że korespondencja dochodziła - dodaje Jan Kacprzak, ojciec Weroniki.

Matka dziewczyny, Marta D. wnioskowała o przywrócenie władzy rodzicielskiej. Straciła ją w 2005 roku i wtedy też uprowadziła z Polski Weronikę-Oliwę. Od tego czasu rodzina dziewczynki jej nie widziała.

- Napisaliśmy do sądu niemieckiego, żeby wyznaczył nam termin, kiedy ojciec może przyjechać i zobaczyć się z dzieckiem. Nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi - mówi Krystyna Lemanowicz, ciotka Weroniki.

Pan Jan wraz z rodziną nagrał w Niemczech amatorski film. Poszukiwał tam śladów córki i jej matki.

- Ona tu kilka dni mieszkała, bardzo krótko. Nie wiem gdzie jest teraz. Ja tutaj nie otrzymałam żadnej poczty skierowanej do niej. Możliwe, że poczta przechowuje listy (w specjalnej skrzynce - przyp. red.), a zainteresowana z poczty je odbiera - powiedziała kobieta, które mieszka pod adresem wskazanym przez Martę D.

- Mieliśmy zaświadczenie z sądu, że Marta jest w szpitalu, tam był adres. Jednak w tym miejscu jest dentysta, knajpa, apteka, ale szpitala nie ma - opowiada Janusz Lemanowicz, wujek Weroniki.

Sprawą dziewczynki zajmowaliśmy się rok temu. I trudno uwierzyć, że od tego czasu nic się nie zmieniło. Przypomnimy. Kiedy pan Jan zakochał się w Marcie D. nic mu w niej nie przeszkadzało. Nawet to, że była ukraińską prostytutką. Postanowił sprowadzić kobietę do Polski i ułożyć sobie z nią życie.

Kiedy w 1999 roku na świecie pojawiła się Weronika - córka Jana i Marty - nadzieja na wspólne, szczęśliwe życie była coraz mniejsza. Marta D. zaczęła znikać z domu.

- Przestała się interesować dzieckiem. Sam zacząłem wychowywać córkę. Ona zaczęła chodzić po barach, nocnych klubach. Próbowaliśmy dać sobie szansę, spróbować jeszcze raz. To trwało dwa tygodnie. Później powiedziała, że musi wyjechać do pracy, w Słubicach podjęła pracę w klubie - wspomina pan Jan.

Pan Jan wystąpił do sądu o ograniczenie władzy rodzicielskiej Marty D. Kobieta mogła odwiedzać dziecko. Podczas jednych z odwiedzin w 2005 roku Marta D. wywiozła 5-letnią Weronikę. Najpierw na Ukrainę, potem do Niemiec.

- Nie mogę pojąć, jak Ukrainka bez obywatelstwa polskiego przemieszczała się z polskim dzieckiem bez paszportu przez granicę z Ukrainą, a następnie do Niemiec - zastanawia się Krystyna Lemanowicz, ciotka Weroniki.

Zaczęła się sądowa batalia dziecko. Polskie sądy odebrały Marcie D. władzę rodzicielską, skazały ją również za uprowadzenie dziecka. Pan Jan sprawiedliwości dochodził także w sądzie niemieckim.

- Zostało wydanie postanowienie, które nakazywało powrót dziecka do domu, pod pieczę ojca. Na to postanowienie zażaliła się matka i wskutek tego Sąd Krajowy w Celle stwierdził, że powrót dziecka do domu jest niemożliwy - opowiada Janusz Lemanowicz, wujek Weroniki.

- Marta D. tłumaczyła, że wywiozła to dziecko na teren Niemiec, ponieważ było molestowane seksualnie przez swojego dziadka. Okazało się to nieprawdą - informuje Sławomir Przykucki z Sądu Okręgowego w Koszalinie.

Sąd niemiecki dziecka oddać nie chce powołując się na własne, czyli niemieckie opinie psychologiczne. Wydano je po roku od uprowadzenia dziecka z Polski i po pierwszym korzystnym dla polskiego ojca postanowieniu niemieckiego sądu w Celle.

- To jest coś katastrofalnego, niby jest wspólna Europa, niby jest jedno prawo, a tu ktoś mówi, że nasze prawa nie obowiązują - mówi Janusz Lemanowicz, wujek Weroniki.

Marta D. składa kolejne wnioski do polskich sądów. Na żadnej z rozpraw się jednak nie stawiła. Stawia się za to regularnie pan Jan. Mimo kolejnego korzystnego postanowienia, choć trudno w to uwierzyć, odzyskanie Weroniki nie będzie wcale takie łatwe. Gdzie jest teraz polskie dziecko ? Nie wiadomo.

- Trzeba będzie przeprowadzić skuteczną egzekucję tego postanowienia. Będziemy się zastanawiać, w jakim trybie to zrobić. Trzymajmy kciuki, żeby ten stan się uprawomocnił i żeby ojciec mógł swoje prawa wyegzekwować - mówi Krzysztof Tumielewicz, adwokat pana Jana.

- Jestem strasznie zły na polskie władze, bo nie walczą o polskiego obywatela. Ma swój pesel, ma datę urodzenia. Od obywatela można wymagać, ale trzeba również o niego dbać - podsumowuje Janusz Lemanowicz, wujek Weroniki.

Reporter: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)