Zadłużony rolnik sprzedaje zakażone mleko?
Pan Andrzej Borkowski jest rolnikiem. Kiedy kupował sprowadzone z Niemiec 50 sztuk bydła, był przekonany, że powiększa nie tylko stado, ale również swój majątek. Okazało się jednak, że zwierzęta przynoszą straty, ponieważ wszystkie zaczęły chorować na IBR. Pan Andrzej nie jest w stanie spłacać zaciągniętego na bydło wielotysięcznego kredytu. Nie może wywiązać się z kontraktu na dostarczanie określonej ilości mleka do mleczarni.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że pan Andrzej oddaje mleko od chorych krów do mleczarni oraz szerzy chorobę sprzedając chore cielaki. Jak mówi, stoi na skraju bankructwa i nie ma innego wyjścia. Ilu jest takich rolników w Polsce?
- Z przykrością stwierdzam, że część swoich bliźnich truję tym mlekiem. To mleko nie powinno iść do mleczarni, ale robię to z przyczyn ekonomicznych, bo w dniu dzisiejszym nie miałbym na chleb - mówi Andrzej Borkowski, właściciel chorych krów.
Rok temu pan Andrzej Borkowski kupił 50 sztuk bydła w firmie importującej zwierzęta z Niemiec. Mężczyzna zapłacił za zwierzęta ok. 400 000 złotych. Wziął kredyt. Po kilku miesiącach okazało się , że każda z krów daje tylko 1/3 obiecanej ilości mleka. Zwierzęta zaczęły mieć wysoką gorączkę i wyciek z nosa. Okazało się, że przyczyną jest choroba IBR, przez rolników nazywana krowim AIDS. Lekarze weterynarii mogą jedynie radzić rolnikom, co mają robić. Nie mają obowiązku dać zaleceń na piśmie. Efekt jest taki, że nikt nie może zmusić rolników do zaprzestania szerzenia tej choroby.
- Ja sam szerzę tę chorobę z przyczyn ekonomicznych. Cielaki, byczki odchowuję do trzeciego dnia i sprzedaję. Powiadamiałem o tym dwukrotnie lekarza powiatowego i nikt mi nie powiedział, że mam zaprzestać, ale z czegoś muszę żyć - mówi Andrzej Borkowski, właściciel chorych krów.
- Sama choroba ma łagodny przebieg, ale dołączają się tzw. zakażenia wtórne, czyli bakteryjne. Wiadomo, że przy osłabionym organizmie jest możliwość rozwinięcia się innej choroby - mówi Waldemar Michałojć z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Lublinie.
Krowy pana Andrzeja mają powikłania. Między innymi zapalenie wymion i gorączkę. Straty rolnika to 1700 złotych dziennie. Zapytaliśmy w mleczarni, czy mleko od krowy z temperaturą nadaje się do spożycia.
- Takie mleko będzie zmienione biochemicznie. Będzie miało inny skład białka. Może też zawierać bakterie chorobotwórcze i podwyższone komórki somatyczne - mówi Mirosław Prokopiuk, lekarz weterynarii spółdzielni "Spomlek".
-Takie mleko, które w cysternach dostarczane jest do "Spomlek" oczywiście jest badane na wszystkie parametry, czyli kwasowość, temperaturę, ph surowca. Badane są również komórki somatyczne i ogólna liczba drobnoustrojów w mleku - mówi Bożena Nowak, kierownik ds. jakości spółdzielni "Spomlek".
- Na ostatnich dożynkach, tydzień temu, zostałem wyróżniony jako jeden z największych dostawców do firmy "Spomlek" surowego mleka. Ale tylko tym się mogę pochwalić, że byłem największym dostawcą, bo już nie jestem - mówi Andrzej Borkowski, właściciel chorych krów.
Czy takie mleko szkodzi ludziom? Na to pytanie eksperci, z którymi rozmawialiśmy, nie potrafili odpowiedzieć. Dlaczego? Bo nikt nie mógł uwierzyć, że w ogóle trafia ono do mleczarni.
Reporter: Czy mleko z gorączką jest zdatne do spożycia?
- Na pewno nie. Powinno być wychwycone - mówi Waldemar Michałojć z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynaryjnego w Lublinie.
- Pan Borkowski ocenia swoją szkodę na około milion złotych. Jest to naprawdę duży problem dla tego człowieka. Jest to cały majątek życia - mówi Przemysław Bałut, prawnik.*
*skrót materiału
Reporter: Bożena Golanowska
bgolanowska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)