300 zł renty po śmierci górnika

300 zł renty po śmierci górnika

Polski górnik zginął w czeskiej kopalni. Jego żonie przyznano zaledwie 300 zł renty. Pan Krzysztof dostawał pieniądze w dwóch ratach. 40 procent pensji wypłacała czeska firma. Resztę górnik otrzymywał od firmy polskiej, jako nieopodatkowane delegacje. Niestety, przy ustalaniu wysokości renty pieniądze z Polski nie mogły zostać uwzględnione. Żona górnika od 4 lat próbuje udowodnić, że mąż zatrudniony był w obu firmach.

Krzysztof Kwiatkowski był górnikiem przez 21 lat. Ostanie 7 lat przepracował w czeskiej kopalni Darkov w Karwinie. W styczniu cztery lata temu zszedł pod ziemię i już nie wrócił. Zostawił żonę i czworo dzieci.

- Tego dnia, gdy wychodził do pracy, to powiedział: "może nie pójdę?", ale poszedł. Przed godziną siódmą dowiedziałam się, że był śmiertelny wypadek - wspomina Małgorzata Kwiatkowska, wdowa po górniku. 

Pani Małgorzata po śmierci męża dostała śmiesznie niską czeską rentę socjalną. A to dlatego, że wynagrodzenie męża wypłacano w dwóch częściach. Oficjalną pensję - około 40 procent całości - wypłacała czeska firma Polcarbo. Resztę, jako nieopodatkowane delegacje, płaciło Polcarbo z Jaworzna, agencja pośrednicząca w zatrudnieniu Polaków w czeskich kopalniach. W ten sposób pracodawca oszczędza na ubezpieczeniu i podatkach.

Pani Małgorzata otrzymuje około 300 złotych czeskiej renty socjalnej na osobę. Tylko tyle, ile przysługuje od opodatkowanych 40 procent zarobków pana Krzysztofa.

- Niestety, nasi pracodawcy wykorzystują swoją pozycję na rynku. Jest bardzo dużo chętnych do pracy. Ludzie nie patrzą, jakie umowy podpisują, wystarcza im to, że są w ogóle zatrudniani - mówi Wacław Czerkawski ze Związku Zawodowego Górników w Polsce.

- Z drugiej strony stratę finansową ponosi budżet państwa, bo firmy nie odprowadzają składek ubezpieczeniowych, zdrowotnych i rentowych do polskiego Zakładu Ubezpieczeń Zdrowotnych - dodaje Mariusz Ganita, adwokat Małgorzaty Kwiatkowskiej.

Pani Małgorzata chce dowieść, że mąż zatrudniony był przez obie spółki Polcarbo. Wtedy otrzymywana renta będzie wyższa. Jednak prezes polskiego Polcarbo upiera się, że nie zatrudnia górników, a tylko deleguje ich za granicę.

Walka z biurokracją trwa już cztery lata. Pani Małgorzata wie, że naraża się również górnikom, bo większość z nich, zamiast dbać o swoje prawa, woli milczeć, aby nie stracić pracy.

- Wszyscy pracownicy są bardzo zadowoleni. Ani indywidualnie, ani przez związki zawodowe nie wnoszą swoich roszczeń. Dopiero jak coś się stanie, to pojawiają się głosy niezadowolenia. To jest chyba nie fair - mówi Tomasz Chlebik, przedstawiciel prawny czeskiej firmy Polcarbo.

- My jesteśmy traktowani jak niewolnicy. Nikt nas nie szanuje. Albo pracujemy, albo wynocha - opowiada pan Edward, polski górnik pracujący w Czechach.

- Przyszedł drugi na miejsce męża, wykonuje pracę i interes się kręci. Myślę, że nie zasłużył na to, jak go potraktowano - rozpacza Małgorzata Kwiatkowska.*

* skrót materiału

Reporter: Agnieszka Zalewska

azalewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)