Dramatyczna walka o przetrwanie
Cała Polska interesowała się losem starosty zgorzeleckiego i jego kierowcy, którzy zaginęli podczas powodzi w Bogatyni. Ich samochód zmiotła ogromna fala wody. Uwięzieni w aucie mężczyźni walczyli o przetrwanie. Później przez ponad sześć godzin czekali na drzewach w lesie na nadejście pomocy. Nikt do tej pory nie mówił o tych, którzy ich uratowali.
- Jechaliśmy z Bogatyni do Zgorzelca, bo uznałem, że muszę znaleźć się w sztabie kryzysowym. Wydawało mi się, że uda nam się przejechać - wspomina Mariusz Tureniec, starosta zgorzelecki.
- Z początku były ze dwa centymetry tej wody. Spokojnie jechaliśmy. Dopiero dalej zaczynało przybierać. W pewnym momencie przyszła trzymetrowa fala. Przewróciło nas i woda raptownie wdarła się do auta. Pod sam sufit. Bardzo ciężko było się wydostać, szyb nie mogliśmy otworzyć. Waliłem w nie z całej siły, w końcu udało się je zbić i wyrzuciło nas z auta - dodaje Andrzej Wybult, kierowca starosty.
- Prąd wyrzucił nas w lesie, gdzie chwyciliśmy się za pierwsze drzewa. Po godzinie przyszła druga fala, która nas z nich zmiotła. Stąd nasze obrażenia. Człowiek myślał tylko o tym, żeby się chwycić następnego drzewa. I tak też było - relacjonuje starosta.
- Zaczęliśmy krzyczeć, wołać pomocy - dodaje kierowca.
- Padło hasło, że ktoś w lesie słyszał krzyki. Nie ukrywam, że mieliśmy wątpliwości, czy
naprawdę ktoś potrzebuje pomocy, ale w końcu udało się nawiązać kontakt słowny, a później zobaczyliśmy ich w świetle latarki - mówi Piotr Wincenty ze Specjalistycznej Grupy Wodno-Nurkowej Państwowej Straży Pożarnej w Jeleniej Górze.
- Ratownicy szli w naszą stronę, kładąc liny pomiędzy drzewami. Trwało to trzy godziny - wspomina starosta.
- Namawialiśmy kierowcę, żeby zszedł do wody. Siedział na cienkiej gałęzi trzymając się mocno drzewa - wspomina Tomasz Trusewicz ze Specjalistycznej Grupy Wodno-Nurkowej Państwowej Straży Pożarnej w Jeleniej Górze.
- Już myślałem, że to koniec, że nie dam rady zejść z tego drzewa. Ja nawet nie umiem pływać. Niestety innej drogi ewakuacji nie było. To było tragiczne przeżycie: znów znaleźć się w tej wodzie - opowiada Andrzej Wybult, kierowca starosty.
- Musieliśmy te osoby pchać po tej linie, bo oni byli zmarznięci i wyczerpani. Udało nam się doprowadzić ich do karetki. Czujemy dużą satysfakcję, że udało nam się uratować życie ludzkie. Nie wiadomo jakby to się skończyło, czy oni wytrzymaliby tam do rana - mówi Tomasz Trusewicz ze Specjalistycznej Grupy Wodno-Nurkowej Państwowej Straży Pożarnej w Jeleniej Górze.
- Wszyscy mówią, że mamy drugą datę urodzin. Mówią, że trzeba w kościele dać na mszę i się pomodlić. To był po prostu cud - podsumowuje Andrzej Wybult, kierowca starosty.*
* skrót materiału
Reporter: Małgorzata Frydrych
mfrydrych@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)