Nie zamordował, czy zabrakło dowodów?
Edyta Wieczorek zaginęła pięć lat temu. Wyszła na kolację z mężczyzną, którego poznała przez internet i ślad po niej zaginął. Arkadiusz B. zaprosił ją do mieszkania, które wynajął dzień wcześniej. W lokalu znaleziono ślady krwi zaginionej. Dziś mężczyzna jest wolnym człowiekiem. Według sądu nie ma jednoznacznych dowodów, że zabił. Rodzina Edyty jest zszokowana wyrokiem.
- Nie spodziewałam się. Tragedia, kolejna tragedia - skomentowała wyrok Alicja Wieczorek, matka zaginionej Edyty.
Sprawą zaginięcia i domniemanego morderstwa Edyty Wieczorek zajmujemy się już od 4 lat. Prokuratura przekonywała sąd, że to właśnie Arkadiusz B. zamordował zakochaną w nim Edytę.
- Wysoki sądzie, Edyta Wieczorek nie zdołała w porę zorientować się, z kim ma do czynienia, ale my to już wiemy. Znajomość z Arkadiuszem B. pokrzywdzona traktowała bardzo poważanie, nazywając go mężczyzną swojego życia. Oskarżony kierował się bardzo niskim pobudkami, chęcią zysku finansowego - mówiła podczas rozprawy sądowej Małgorzata Mróz z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Żoliborz.
Przypomnijmy. Jest sierpień 2005 roku. Ona: Edyta Wieczorek, 30-letnia księgowa z podwarszawskich Ząbek. On: Arkadiusz B., podawał się za studenta prawa z Warszawy. Poznali się przez internet. To miała być wielka miłość.
- Ja czułam, że coś się wydarzy. Tak idealny facet uchronił się tyle lat, żadna go tam nie chwyciła - mówi Alicja Wieczorek, matka Edyty.
- Jej jedyną słabością było to, że zawsze chciała mieć rodzinę. Najbardziej w życiu szukała miłości - dodaje Agata, przyjaciółka Edyty.
Arkadiusz B. i Edyta spotykali się przez trzy miesiące. Edyta pożyczała mu pieniądze, on obiecywał ślub. W listopadzie 2005 roku Arkadiusz zaprosił Edytę na kolację do mieszkania, w bloku na warszawskim Żoliborzu. Po kolacji kobieta zniknęła.
- On wynajął to mieszkanie dzień przed kolacją. Ona nigdy z niej nie wróciła - wspomina Alicja Wieczorek.
W mieszkaniu wynajętym przez Arkadiusza B. znaleziono niewielki ślad krwi Edyty i jej ślady biologiczne w brodziku. Po zniknięciu Edyty, Arkadiusz B. jeździł jej samochodem. W lutym 2006 roku mężczyzna trafił do aresztu, gdzie spędził cztery lata. Od kwietnia przebywał na wolności.
- Nie ma ciała, ale są ślady krwi w brodziku i na płytach PCV, które czyścili środkiem żrącym - opowiada Alicja Wieczorek.
- Te dowody wskazują na to, że pani Edyta w tym mieszkaniu się znajdowała, natomiast nie wskazują na to, że miałaby zginąć lub zostać zamordowana - twierdzi Zbigniew Jewdokin, adwokat Arkadiusza B.
Zrozpaczona rodzina Edyty nie może pogodzić się z wyrokiem uniewinniającym Arkadiusza B. Najbliżsi będą odwoływali się od wyroku. Edyty nie ma już 5 lat. Za zmarłą będzie można ją uznać dopiero za 5 kolejnych.
- Nie wiem, czy sąd sam był przekonany co do wydanego wyroku. Sędzia mówił, że było duże prawdopodobieństwo zabójstwa, ale że nie ma jednoznacznych dowodów - podsumowuje jedna z kuzynek zaginionej Edyty.*
* skrót materiału
Reporter: Aneta Krajewska
akrajewska@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)