Psi horror: Ujadanie i fetor
Sfora dzikich, zaniedbanych psów uprzykrza życie sąsiadom pana Mieczysława z Kielc. Mężczyzna zgromadził na swojej posesji kilkadziesiąt zwierząt. Psy całymi dniami i nocami ujadają oraz panoszą się po sąsiednich podwórkach. W okolicy panuje trudny do wytrzymania fetor, bo "hodowca" karmi swoich podopiecznych resztkami z masarni. Miejscy urzędnicy bagatelizują problem.
Ciągły hałas i straszliwy fetor. W takich warunkach od lat żyją osoby, które sąsiadują z panem Mieczysławem. Posesja mieszkańca Kielc pełna jest nieczystości, w których dodatkowo żyje gromada psów.
- Proszę sobie wyobrazić jak wyje sfora psów. To jest potworny hałas, który co chwilę się powtarza, w dzień, noc i ranek - mówi sąsiadka pana Mieczysława.
- Zastaliśmy około 40-50 psów, które biegały na terenie tej posesji. To nie wszystkie. Część z nich na pewno mieszka w domu. Zwierzęta nie były szczepione od dwóch lat - dodaje Jarosław Sułek, zastępca powiatowego lekarza weterynarii w Kielcach.
Na podwórku pana Mieczysława znajdują się także rozwieszone na drzewach siatki. Jak twierdzą mieszkańcy, są to resztki z mięsem, które pan Mieczysław pozyskuje z ubojni.
- Ze wszystkich kieleckich ubojni są te odpady. Poniewierają się po całym podwórku. Jak tu nie ma być szczurów? - pyta sąsiadka pana Mieczysława.
Z właścicielem posesji kontakt jest utrudniony. Sąsiedzi nie mogli z nim dojść do porozumienia. Mieli więc nadzieję, że problem pomogą im rozwiązać urzędnicy. Niestety, przeliczyli się.
- Zwracaliśmy się już do prawie wszystkich urzędów w mieście, nawet do prezydenta miasta i cisza do dziś. A my nie możemy spać po nocach - mówi sąsiadka pana Mieczysława.
- Żeby odebrać właścicielowi zwierzęta, to muszą być podstawy prawne. Muszą być dowody, że zwierzęta są bite i głodzone - tłumaczy Jarosław Sułek, zastępca powiatowego lekarza weterynarii w Kielcach.
- W artykule z ubiegłego tygodnia Robert Urbański, dyrektor wydziału ochrony środowiska w kieleckim magistracie mówi, że ten człowiek dba o zwierzęta i utrzymuje posesję w porządku - mówi sąsiad pana Mieczysława.
Z dyrektorem wydziału ochrony środowiska, który nie dostrzega problemu próbowaliśmy porozmawiać. Niestety, nie chciał się z nami spotkać.
- Pan Urbański stwierdził, że to mieszkańcy przesadzają. Z tego, co mi wiadomo nawet nie był tam na miejscu. Posikuje się tym, co mówi straż miejska i powiatowy lekarz weterynarii. Choć tak naprawdę oni mówią zupełnie co innego - mówi Wojciech Płeszka, dziennikarz Echa Dnia.
Działka, na której mieszka uciążliwy sąsiad, ma kilku właścicieli. Udało nam się porozmawiać z rodziną pana Mieczysława, która przekonuje, że podjęła kroki, aby problem rozwiązać.
- My też jesteśmy przeciwni tej sforze psów. Niestety, nie mamy wstępu na tę posesję od wielu lat. Udaliśmy się do sądu, by zrobić z tym porządek - mówi osoba z rodziny pana Mieczysława.
- My tylko prosimy o trochę ciszy, spokoju, żebyśmy mogli spokojnie przespać noc, żeby psy nie wchodziły na nasze podwórka, żeby można było bezpiecznie wyjść z domu - podsumowuje sąsiadka pana Mieczysława.*
* skrót materiału
Reporter: Grzegorz Kowalski
gkowalski@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)