Śmieci i psie odchody w mieszkaniu

Śmieci i psie odchody w mieszkaniu

Sterty śmieci i psie odchody w prywatnym mieszkaniu! Lokatorzy jednego z częstochowskich osiedli mają dość uciążliwej sąsiadki. 69-letnia Teresa G. od lat gromadzi w swoim mieszkaniu sterty śmieci. Do niedawna trzymała w nim też sforę psów, których nie wyprowadzała na spacer. W całym bloku unosi się trudny do opisania smród. Administracja budynku jest bezradna.

- To jest nie do wytrzymania. Przez cały rok muszę mieć okna otwarte w mieszkaniu - mówi jedna z sąsiadek kobiety.

Teresa G. nie tylko zrobiła ze swojego mieszkania śmietnisko, ale i w koszmarnych warunkach przetrzymywała psy. Zwierzęta żyły we własnych odchodach. Pierwsza skutecznie interweniowała w sprawie Teresy G. Fundacja Elpis. Dwa tygodnie temu w obecności straży, policji i sanepidu wyważono drzwi. Widok mieszkania przeraził wszystkich. 

- Zwierzęta nigdy nie były wyprowadzane. Miały kilkucentymetrowe pazury. W domu załatwiały się przez kilka dobrych miesięcy. Teresa G. zbierała najróżniejsze torebki i ciuchy. Całe mieszkanie było zagracone - opowiada Renata Mizera z Fundacji Elpis.

Psy zostały przez fundację uratowane, czekają na adopcję. W trakcje interwencji sanepid stwierdził jednak zagrożenie epidemiologiczne. Mijają kolejne dni, a Teresa G. dalej mieszka w swoich śmieciach. O tej bulwersującej sprawie próbowaliśmy porozmawiać z siostrą Teresy G., która mieszka w tym samym bloku. Kobieta nie chciała jednak komentować sprawy.

Siostra wywiadu udzielić nie chciała, jednak zgodziła się pokazać nam jeszcze jedno miejsce, gdzie w koszmarnych warunkach Teresa G. przetrzymuje kolejne psy i... znów znosi śmieci.

Po kilku godzinach interwencji - naszej i Fundacji Elpis - udało nam się porozmawiać z Teresą G. Spotkanie odbyło się w obecności jej siostry.

- Przestańcie mnie męczyć. Już jestem bardziej sławna od Monalizy. Nie denerwujcie mnie, chcecie mnie wykończyć? Nie jestem zbrodniarką, nie wstydzę się, goła nie chodzę. Odczepcie się do cholery ode mnie. Inni szczą mi pod drzwiami, ale ja się nie boję, mordę skuję - krzyczała kłopotliwa lokatorka.

- Wystosowaliśmy pismo do spółdzielni, by uprzątnęli wszystko i zdezynfekowali, bo istnieje potencjalne zagrożenie epidemiologiczne. Administrator bloku powinien zadbać o właściwy jego stan - mówi Edyta Kapelka przedstawicielka sanepidu w Częstochowie.

- Spółdzielnia rozkłada ręce, ponieważ ta pani została wykluczona z grona jej członków. Czeka na eksmisję. Urzędnicy przerzucają się papierkami, a kobiecie nikt nie pomaga - podsumowuje Eliza Kwiatkowska, dziennikarka Gazety Wyborczej w Częstochowie.*

*

* skrót materiału

Reporter: Żanetta Kołodziejczyk

(Telewizja Polsat)