Syn cierpi - pieniędzy nie ma
Czterej mężczyźni zniszczyli życie 20-letniemu Pawłowi. Zaczepili go w autobusie i skatowali na przystanku. Chłopak jest sparaliżowany. Nie mówi i nie chodzi. Oprawcy mieli zapłacić rodzinie Pawła 90 tys. zł odszkodowania. Wpłacili tylko 20 tys. zł. Skatowany chłopak czeka również na pieniądze od ubezpieczyciela. Tu na przeszkodzie stanął sąd. Rodzice Pawła są na skraju załamania. Nie stać ich na rehabilitację syna.
Dwa miesiące temu pokazaliśmy historię 20-letniego Pawła Waska. W październiku ubiegłego roku chłopak został pobity przez czterech młodych mężczyzn.
- Wysiadając wypchnęli Pawła z autobusu. Leżał na ziemi i nie miał już żadnych szans na obronę, a oni katowali go po głowie - opowiada Hanna Wasek, matka Pawła.
Dzięki operacji Paweł przeżył, ale do zdrowia już nie wrócił. Do dzisiaj nie ma z nim kontaktu.
- Wszystko się toczy wokół Pawła. Trzeba go co dwie godziny przewracać, karmić i myć. Moje życie się skończyło, a mam jeszcze dziesięcioletnią córkę. Jak mam jej poświęcić chwilę czasu, skoro muszę być przy Pawle? - rozpacza Hanna Wasek.
Sprawcom pobicia Pawła postawiono zarzuty. W lutym sąd wydał wyrok, skazał ich na dwa lata więzienia w zawieszeniu.
- Sprawcy nie byli do tej pory karanymi, poza tym mają status sprawców młodocianych. Oznacza to, że sąd w pierwszym rzędzie ma stosować kary, które będą miały charakter wychowawczy - informuje Włodzimierz Hilla z Sądu Okręgowego w Bydgoszczy.
Sąd przyznał także Pawłowi 90 tysięcy złotych odszkodowania od sprawców. Dopiero po emisji naszego reportażu na konto rodziców Pawła wpłynęły pierwsze pieniądze.
- Jeden ze sprawców wpłacił 10 tysięcy złotych, drugi pięć, a trzeci w ogóle się nie poczuwa do odpowiedzialności - mówi pani Hanna, matka Pawła.
- Składaliśmy wniosek do ZUS-u o przyznanie Pawłowi renty inwalidzkiej oraz o rentę rehabilitacyjną, ale odpowiedź była negatywna - opowiada Andrzej Wasek, ojciec Pawła.
Rodzice mieli nadzieję, że będą mogli dalej rehabilitować syna za pieniądze z ubezpieczenia od nieszczęśliwych wypadków, ale i tu pojawił się problem.
- Przyznano Pawłowi odszkodowanie w wysokości 28 tysięcy złotych, ale z tego względu, że syn nie jest w stanie się podpisać, wszystko jest wstrzymane - mówi pani Hanna.
Próbowaliśmy umówić się z przedstawicielem PZU. Nikt nie zgodził się jednak na rozmowę przed naszą kamerą. Nieoficjalne informacje uzyskaliśmy w oddziale PZU.
- Ja nie widzę na razie możliwości przekazania pieniędzy. Jeśli będzie załatwione ubezwłasnowolnienie Pawła, to przelejemy pieniądze - powiedział nam przedstawiciel ubezpieczyciela.
Tymczasem sprawa o ubezwłasnowolnienie Pawła toczy się przed bydgoskim sądem od 23 marca. Dlaczego tak długo?
- Zgodnie z prawem sędzia, biegli muszą zobaczyć osobę, która ma być ubezwłasnowolniona. Ubezwłasnowolnienie właściwie oznacza śmierć cywilną - informuje Hanna Daniel z Sądu Okręgowego w Bydgoszczy.
- Komisja miała przyjść 21 czerwca, ale Paweł trafił do szpitala. Proponowaliśmy im, by tam go odwiedzili, ale się nie pojawili - mówi pani Hanna.
Komisja dotarła do Pawła 5 sierpnia. Decyzja o ubezwłasnowolnieniu ma zapaść we wrześniu. Dla rodziców Pawła liczy się każdy dzień.
- Przecież ja nie proszę o jakąkolwiek łaskę, tylko o jego własne pieniądze. Wszystko robię, żeby Pawła postawić jako tako na nogi. Będę to robić dopóki starczy mi sił, będę walczyła, bo bardzo go kocham - zapowiada pani Hanna, matka Pawła.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)