Wilki pod ochroną - hodowcy bez pieniędzy

Wilki pod ochroną - hodowcy bez pieniędzy

Plaga wilczych ataków w Bieszczadach. Zwierzęta zagryzają owce, kozy i źrebaki. Straty hodowców idą w dziesiątki tysięcy złotych. Wilki są pod ochroną, więc szkody, które powodują, powinien pokrywać skarb państwa. I tu pojawia się problem, bo na wypłatę odszkodowań zabrakło pieniędzy. Jeśli hodowcy nie odbudują swoich stad, nie będą mieli z czego żyć.

Bieszczady: hodowla zwierząt w tym rejonie nie należy do najłatwiejszych. Gospodarze muszą wypasać zwierzęta na rozległych łąkach, które sąsiadują z lasami, gdzie żyją watahy wilków. To właśnie one powodują dotkliwe straty w gospodarstwach.

- W 2010 roku padło nam około 20 sztuk, a około 10 sztuk jest leczonych. Pogryzione owce leczy się naprawdę trudno, rany często się odnawiają - opowiada Lidia Gajewska, hodowca owiec.

Do lipca tego roku w województwie podkarpackim wilki zagryzły 223 owce. Do tego dochodzą krowy, kozy oraz źrebaki.

- Tej wiosny straciliśmy 15 źrebiąt huculskich. Ocalały tylko dwa, które były ranione. Wilki są coraz bardziej bezczelne, atakują w biały dzień, nie uciekają na widok ludzi, tylko patrzą i obserwują - mówi Witold Smoleński, hodowca koni huculskich.

- Ten rok jest dlatego tragiczny, że Słowacy masowo strzelali do wilków. One przeszły przez granicę i w Polsce znalazły schronienie. Tu do nich nikt nie strzela, tu czują się bezpieczne - mówi Jan Janczy, dyrektor Regionalnego Związku Hodowców Owiec i Kóz w Nowym Targu.

Od 1998 roku wilki są objęte w Polsce ochroną. Oznacza to, że wszystkie straty, które wyrządziły, pokrywa skarb państwa. Problem w tym, że pieniądze się skończyły i hodowcy nie wiedzą, kiedy odszkodowania zostaną im wypłacone.

- Nie udało mi się odszukać wszystkich źrebiąt, czekam na 15 tys. zł odszkodowania. Z tych koni się utrzymuję. Jeśli nie będzie rekompensat, to pojawi się problem, jak funkcjonować w tej sytuacji - mówi Witold Smoleński, hodowca koni huculskich.

- Problem polega na tym, że skończyły nam się środki w budżecie. Nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy będą - informuje Magdalena Grabowska, p.o. Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska w Rzeszowie.

- To dla mnie niezrozumiałe, bo jeśli obywatel w terminie nie zapłaci jakiejś składki, to lecą jakieś odsetki - dodaje Jan Janczy, dyrektor Regionalnego Związku Hodowców Owiec i Kóz w Nowym Targu.

O problemy z odszkodowaniami zapytaliśmy także w Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Warszawie. Jak nas zapewniono, kilka dni temu zostały podjęte odpowiednie kroki, aby przyspieszyć wypłatę pieniędzy.

- Zrezygnowaliśmy z szeregu innych zaplanowanych zadań. Dzięki temu wygospodarowaliśmy około 900 tys. zł i będziemy mogli wypłacić odszkodowania. Czekamy tylko, czy minister środowiska zaakceptuje taki plan - wyjaśnia Monika Jakubiak z Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Warszawie.

Problemu z odszkodowaniami nie byłoby, gdyby wilki przestały atakować zwierzęta hodowlane. Taki scenariusz jest jednak niemożliwy. Jak więc można ograniczyć szkody, które są wyrządzane przez wilki? Propozycji jest wiele.

- Jeśli czegoś jest nadmiar, to należy to usunąć, trzeba wydać pozwolenie na odstrzał źle zachowujących się wilków - mówi Antoni Dydak, hodowca owiec.

- Najlepszym zabezpieczeniem jest ogrodzenie elektryczne, ale odpowiednio skonstruowane, razem z pasterskim psem stróżującym - radzi dr Wojciech Śmietana z Instytutu Ochrony Przyrody Polskiej Akademii Nauk w Krakowie.

- Odstrzał jest bardziej skuteczny, niż ogrodzenia. Prawda jest taka, że wilki atakują zarówno przy pastuchu elektrycznym, jak i na terenach ogrodzonych siatką - uważa Witold Smoleński, hodowca koni huculskich.*

* skrót materiału

Reporter: Grzegorz Kowalski

gkowlski@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)