Zaatakowani za transparent

Zaatakowani za transparent

Bracia Jarosław i Marek Paul szli na spotkanie z marszałkiem Bronisławem Komorowskim zaopatrzeni w niewygodny dla władz miasta transparent. Mężczyzn w brutalny sposób zatrzymali strażnicy miejscy po cywilnemu. Choć transparent nie był obraźliwy, stróże prawa wyrwali go braciom i uciekli.

Bracia Jarosław i Marek Paul są znani mieszkańcom Słupska. Ubodzy renciści, aby przeżyć, w sezonie letnim sprzedają turystom z Niemiec pocztówki. To nie podoba się władzom miasta, które uważają, że mężczyźni powinni zniknąć z centrum miasta.

- Zaczęły się sprawy w sądzie, na przykład za sprzedawanie widokówek. Ta została umorzona. Sąd uznał, że mogą je sprzedawać, bo mają tak niskie dochody, że nie przyniosą straty Skarbowi Państwa. Mieli sprawy za czynną napaść na strażników miejskich, za jazdę rowerem po chodniku. Również zostały umorzone - opowiada Piotr Kawałek, dziennikarz Głosu Pomorza. 

- Spokojnie sobie dorabiamy, nikomu nic złego nie robimy, a oni próbują nas gnębić, prześladować - żali się pan Marek Paul.

Pierwszego lipca, gdy do Słupska przyjechał marszałek Bronisław Komorowski, bracia Paul po raz kolejny postanowili zamanifestować swoje poglądy dotyczące prezydenta miasta. Jak twierdzą, gdy tylko pojawili się w centrum miasta, zaczęli być śledzeni przez nieumundurowanego strażnika miejskiego.

- Kierownik straży miejskiej chciał wyrwać bratu transparent. Zaczęliśmy uciekać, a on za nami. Wezwał przez telefon swoją straż. Później zagrodziło nam drogę dwóch strażników miejskich i jeszcze dwóch po cywilnemu. Jeden z nich wyrwał bratu transparent i uciekli - relacjonuje Jarosław Paul.

Bracia Paul całe zajście nagrali, a film przekazali prokuraturze i lokalnym mediom. Czy nieumundurowany strażnik miejski miał prawo interweniować i na czyje polecenie to zrobił? To pytanie nasz reporter zadał przełożonym strażnika.

- Jeżeli funkcjonariusz chce podjąć jakąś interwencję, to musi być umundurowany, musi mieć przy sobie legitymację, odznakę, żeby wszyscy wiedzieli, że jest to funkcjonariusz straży miejskiej, a nie osoba cywilna. Według jego wyjaśnień on został sprowokowany i chciał udaremnić przejazd ulicą jednokierunkową dwóm osobom. Te osoby stwarzały realne zagrożenie - wyjaśnił Mariusz Smoliński, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Słupsku.

- Źle się stało, że do tego zdarzenia doszło. Z wyjaśnień, które strażnik złożył na piśmie, ta sytuacja wygląda zupełnie inaczej niż to, co widać na filmie. Proszę mi wybaczyć, ja nie będę teraz rozsądzał, kto miał rację, od tego jest prokurator - dodał Waldemar Fuchs, komendant Straży Miejskiej w Słupsku.

- Nie były to obraźliwe hasła. Wszystko, co tam jest napisane, jest prawdą. Widocznie tak bardzo przeszkadza to władzom miasta, że za wszelką cenę nie chcą dopuścić braci Paul do głosu. Moim zdaniem jest to przejaw łamania wolności słowa - uważa Piotr Kawałek, dziennikarz Głosu Pomorza.

Sprawą napaści na braci zajęła się słupska prokuratura. Pod koniec lipca śledczy zdecydują, czy wobec strażnika miejskiego zostanie wszczęte postępowanie prokuratorskie.*

* skrót materiału

Reporter: Leszek Tekielski

ltekielski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)