Żona umierała, męża nie powiadomili!

Żona umierała, męża nie powiadomili!

Pan Mieczysław do dziś nie może pogodzić się ze śmiercią żony. Kobieta wyszła do sklepu i ślad po niej zaginął. Okazało się, że zasłabła na ulicy. Choć interweniowała policja i pogotowie, nikt nie poinformował o tym jej męża. W końcu pani Małgorzata zmarła w szpitalu psychiatrycznym.

Jaworzno - 10 sierpnia 2009 roku. 72-letnia pani Małgorzata wychodzi z domu na zakupy. Później okazuje się, że były to ostatnie chwile, które jej mąż mógł spędzić z żoną.

- Około godziny 11 żona wyszła do sklepu. Gdy wróciłem o godzinie 14, to jej nie było. Myślałem, że poszła do znajomych. Wieczorem zacząłem dzwonić do rodziny i sąsiadów. Położyłem się spać. Rano dalej jej nie było - opowiada Mieczysław Monsior.

Pan Mieczysław za radą sąsiada zadzwonił do szpitala w Jaworznie. Okazało się, że rzeczywiście pani Małgorzata dzień wcześniej przebywała tam na izbie przyjęć. Przywieziono ją po tym, jak źle poczuła się na ulicy. Zapukała wówczas do drzwi przypadkowego domu.

- Dyspozytor pogotowia ratunkowego powiadomił dyżurnego policji. Policjanci nakłonili ją, aby udała się do szpitala wraz z załogą pogotowia ratunkowego - informuje Tomasz Obarski, Komenda Miejska Policji w Jaworznie.

- Pacjentka trafiła do izby przyjęć. Została zbadana przez specjalistę chorób wewnętrznych i kardiologa. Później została przewieziona do kliniki psychiatrycznej w celu konsultacji - opowiada Wiesław Więckowski ze Szpitala Wielospecjalistycznego w Jaworznie.

- Ja się zatrwożyłem, z jakiej racji? Wszystko było w porządku, a tu raptem jakąś wariatkę z żony zrobili. Pojechaliśmy do Rybnika. Okazało się, że jest w takim stanie, że nie kontaktuje, jest przywiązana pasami. Na drugi dzień dowiedziałem się, że zmarła - rozpacza pan Mieczysław.

Sprawa śmierci pani Małgorzaty trafiła do prokuratury. Po kilku miesiącach jednak została umorzona. Tajemnicza śmierć na oddziale psychiatrycznym okazała się być spowodowana zatorem płucnym. Nadal jednak pan Mieczysław nie rozumie, dlaczego nikt nie powiadomił go o przewiezieniu żony do szpitala.

- Największy żal mam do policji i lekarza, bo żona miała przy sobie adres, nazwisko. Mogli zadzwonić - mówi pan Mieczysław.

-Rola policji ograniczyła się tylko i wyłącznie do asysty, w tym przypadku nie mamy prawnego obowiązku powiadamiać członków rodziny - informuje Tomasz Obarski z Komendy Miejskiej Policji w Jaworznie.;

Okazuje się, że w tej sprawie nie można mówić o nieprawidłowościach w postępowaniu żadnego ze szpitali. Dlaczego? Ponieważ przepisy nie są jasno sprecyzowane.

- W szpitalu działamy na styku kilku ustaw, zarówno o ochronie danych osobowych, jak i o zawodzie lekarza. Jest jeszcze szereg innych ustaw, które nas obowiązują. Nie zawsze wszystko ze sobą współgra - przyznaje Wiesław Więckowski ze Szpitala Wielospecjalistycznego w Jaworznie.

- Sama ustawa o ochronie danych osobowych nie blokuje możliwości informowania rodziny o tym, że pacjent został przyjęty do szpitala. Myślę, że oprócz przepisów prawa, warto kierować się zdrowym rozsądkiem, wyobraźnią i po prostu takimi ludzkimi odruchami - mówi Małgorzata Kałużyńska, rzecznik prasowy Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych.

Pan Monsior jednak do dziś nie może zrozumieć dlaczego nie mógł być w tych ostatnich chwilach z żoną, uspokoić ją, przytulić. Ma jednak nadzieję, że jego historia pozwoli uniknąć takich sytuacji w przyszłości.

- Wszyscy mówią tylko o procedurach, a mogli kilka metrów przejechać i powiedzieć, że z żoną dzieje się źle. Jej już nikt mi nie zwróci, ale żeby chociaż ustawę zmienili, żeby nikt już tak nie cierpiał - podsumowuje pan Mieczysław. *

* skrót materiału

Reporter: Sylwia Sierpińska

ssierpinska@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)