Bezradność właścicielki czy niechęć urzędników?

Bezradność właścicielki czy niechęć urzędników?

We wsi Rachowo niedaleko Annopola Stanisława Olszewska od 25 lat prowadzi nieformalne przytulisko dla psów. Obecnie pod opieką kobiety jest 260 bezpańskich zwierząt. Pani Stanisława przyznaje, że nie daje już rady. Najlepszym rozwiązaniem jest przekształcenie prywatnego przytuliska w schronisko. Burmistrz Annopola przyznaje, że chętnie pomógłby w zarejestrowaniu działalności. Twierdzi jednak, że kontakt z panią Stanisławą jest utrudniony.

- Nikt tego nie rozumie, to jest moje życie - mówi Stanisława Olszewska, właścicielka przytuliska.

We wsi Rachowo niedaleko Annopola pani Stanisława Olszewska od 25 lat prowadzi nieformalne przytulisko dla psów. Obecnie pod opieką kobiety jest 260 bezpańskich zwierząt.

- O czwartej godzinie wstaję, o drugiej w nocy się kładę, to widzi pan, ile ja mam spania - mówi Stanisława Olszewska, właścicielka przytuliska.

W tej trudnej sytuacji pomóc może gmina. Jednak, jak twierdzi burmistrz Annopola, współpraca z panią Stanisławą nie należy do łatwych.

- W tej chwili jest utrudniony kontakt z panią Olszewską. Stworzenie takiego normalnego schroniska, nie przytuliska u pani Olszewskiej, to by było dla gminy, dla Annopola najlepsze rozwiązanie - mówi Wiesław Liwiński, burmistrz Annopola.

- Chciał zrobić schronisko, ale przyjedzie sanepid, lekarze powiatowi, co są za to odpowiedzialni. I mówią: nie ma kanalizacji, pani nie ma boksów, pani nie ma samochodów do wyłapywania psów. No, nie mam. Bo skąd je wezmę? - mówi Stanisława Olszewska, właścicielka przytuliska.

- To jest wszystko do zrobienia, tylko musi być decyzja pani Olszewskiej, że chce, aby to schronisko powstało - mówi Wiesław Liwiński, burmistrz Annopola.

O formach pomocy dla przytuliska pani Olszewskiej rozmawialiśmy także z lubelskim Animalsem. Członkowie tej organizacji twierdzą, że ich próby pomocy również spotkały się z niechęcią właścicielki.

- Wolontariusze jeździli do schroniska pani Olszewskiej, oferowali jej pomoc, oferowali karmę i środki medyczne. Pani Olszewska na to się godziła, natomiast nie wyrażała chęci wstępu na teren tego swojego przytuliska - mówi Elżbieta Tarasińska z lubelskiego Animalsu.

- Przestałam ostatnio wpuszczać. Bo przyjeżdżają tu tacy rożni, deklarują że pomagają a nie wiem czemu przyjeżdżają - mówi Stanisława Olszewska, właścicielka przytuliska.

Nie wszyscy jednak mają utrudniony wstęp i kontakt z panią Stanisławą. Bez przeszkód po przytulisku porusza się zaufany lekarz weterynarii.

- Mam przyjaciół wśród tych psów. Przychodzę, mówię do nich po imieniu. To są szczególnie zadbane psy i pani Stanisława poświęca im bardzo dużo czasu, uwagi - mówi Zbigniew Półtorak, lekarz weterynarii.

- Tak strasznie ufałam, bo mi się wydawało, że jak ktoś chce pomóc, to ma dobre intencje. A tylko w skórę za to dostawałam - mówi Stanisława Olszewska, właścicielka przytuliska.

Sytuacja wydaje się bez wyjścia. W chwili, kiedy pani Stanisława nie będzie w stanie zająć się zwierzętami kłopot spadnie na gminę.

- Nie wyobrażam sobie, żebyśmy mieli około 250 psów oddać do schroniska, bo to byłby wielki koszt. Ale możliwe, że może tak trzeba będzie zrobić, że nie będzie innego wyjścia - mówi Wiesław Liwiński, burmistrz Annopola.

- Jak umrę to mam być skremowana. Prochy mają być tu rozsiane, moje prochy, tu ich będę pilnować. One będą spokojniejsze, jak ja z nimi będę - mówi Stanisława Olszewska, właścicielka przytuliska.

Reporter: Grzegorz Kowalski

akowalski@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)