Ksiądz kontra rolnik

Ksiądz kontra rolnik

Spór o pieniądze za gigantyczną inwestycję. W 2001 roku prałat Eugeniusz Marciniak postanowił przestawić produkcję na swoim 400-hektarowym gospodarstwie i zacząć hodować indyki. Poprosił o pomoc rolnika, Józefa Kuroczyckiego. Mężczyzna dowodził pracami aż 9 miesięcy i, jak twierdzi, nie nie dostał za nie godziwej zapłaty. Dziś usługi wycenia na 1 mln 800 tys. zł. Ksiądz twierdzi, że była to sąsiedzka przysługa.

W połowie lat 90. nauczyciel Józef Kuroczycki za namową znajomego księdza - Eugeniusza Marciniaka wydzierżawił w Rąbitach koło Ilawy od Agencji Nieruchomości Rolnych 530 hektarów ziemi i zaczął tam hodować indyki. Sam ksiądz wkrótce stał się jego sąsiadem. Ten dyrektor diecezjalnego Wydawnictwa Duszpasterstwa Rolników we Włocławku dzierżawił od Agencji Nieruchomości Rolnych prawie 400 hektarów tuż obok pana Józefa.

- Wygrał przetarg na określonych warunkach, ale nie miał czym poręczyć. Postanowił, że stworzy spółkę, m.in. z moim udziałem, i jeszcze innych osób, które mają majątek do poręczenia - opowiada pan Józef.

W sierpniu 1999 roku na fermie Józefa Kuroczyckiego spalił się jedyny kurnik indyków. Dzierżawca odbudował budynek, ale Agencja nie przedłużyła z nim umowy - dzierżawy. Dwa lata później jego sąsiad, ksiądz Eugeniusz Marciniak wykupił dzierżawione przez siebie gospodarstwo.

- Działka z indycznikami była zakupiona za około 200 tys. zł, natomiast pozostała część gospodarstwa za ponad milion złotych - opowiada Stefania Moraczewska, była wicedyrektor Wydawnictwa Duszpasterstwa Rolników.

- Każda kura grzebie, żeby coś wygrzebać. Chciałem ludziom zapewnić ciągłość pracy, żeby gospodarstwo samo się finansowało - zapewnia ksiądz Eugeniusz Marciniak. Innego zdania jest pan Józef: Chodziło o to, żeby przetrzymać w czasie gospodarstwo rolne, powiększyć je, a później, za zgodą Watykanu, sprzedać.

Pod koniec 2001 roku ksiądz Eugeniusz Marciniak zaproponował, aby Józef Kuroczycki pomógł mu w przestawieniu produkcji w jego gospodarstwie. Ksiądz prałat zaplanował hodowlę indyków zamiast trzody chlewnej. Kuroczycki zgodził się nadzorować przeróbkę chlewni na halę dla indyków.

- Od stycznia do września 2002 roku pracowało przy tym od 50 do 100 osób - wspomina Józef Kuroczycki.

- Tam wszystko pan Kuroczycki robił od podstaw, bo to była ruina - mówi Czesław Gaweł, który pracował w brygadzie Józefa Kuroczyckiego w Międzychodzie.

- To było jasne jak słońce, że ksiądz obiecał kasę dla Józefa, ale z niego był wielki oszust - dodaje inny były pracownik gospodarstwa Międzychodzie.

Ksiądz utrzymuje, że Józef Kuroczycki pomagał mu w ramach zwykłej sąsiedzkiej pomocy. W zamian duchowny miał pomóc sąsiadowi w negocjacjach z Agencją Rolną w sprawie dalszej dzierżawy gospodarstwa. Józef Kuroczycki mówi, że przez dziewięć miesięcy nadzorował remont gospodarstwa prałata, a ten obiecał podzielić się zyskiem.

- Osiągniętym dochodem mieliśmy podzielić się po połowie - utrzymuje pan Józef.

Jak wyliczył biegły, ksiądz Marciniak jest dziś winny Józefowi Kuroczyckiemu milion osiemset tysięcy złotych. Ksiądz twierdzi, że Kuroczycki kłamie.

- To ja zatrudnię innego eksperta i udowodnię, że to pan Kuroczycki jest winien mnie. Żal mi tego człowieka, bo działa w amoku i nie wie, co robi - mówi ksiądz Eugeniusz Marciniak.

- Na starcie bez odsetek, ksiądz powinien zapłacić 600 tysięcy złotych, bo w zasadzie liczy się tak zwane "know how" (wiedza - przyp. red.) To projekt oryginalny, który został opracowany przez pana Kuroczyckiego - twierdzi Włodzimierz Stasiak, adwokat Józefa Kuroczyckiego.

W 2007 roku gospodarstwo rolne księdza zostało sprzedane biznesmenom z branży spożywczej. Nieoficjalnie mówi się, że Wydawnictwo Duszpasterstwa Rolników we Włocławku otrzymało za nie dziesięć milionów złotych. Wiadomo, że gdy transakcja przekracza sumę ponad czterech milionów złotych potrzebna jest zgoda Watykanu.

- Nie wiem, za ile gospodarstwo zostało sprzedane. Nie znam szczegółów, ono było na moje nazwisko, ale nigdy nie było moje - mówi ksiądz Eugeniusz Marciniak.

Józef Kuroczycki znalazł się na samym dnie. Utrzymuje się z zasiłku. Agencja nie przedłużyła mu dzierżawy gospodarstwa. Rozpadła się jego rodzina, a banki ścigają go za długi. Sprawa zwrotu należności przez księdza Marciniaka oparła się o Sąd Najwyższy.

- Zaufałem księdzu, jako człowiekowi. Tym bardziej, że podkreślał, iż działa dla dobra człowieka, dla dobra polskiej ziemi, a okazało się, że dla dobra osobistego - mówi Józef Kuroczycki.*

* skrót materiału

Reporterka: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)