Miesiąc aresztu przez krowę
Pan Robert Obrycki kupił na targu cielną jałówkę, a następnie próbował ją z zyskiem sprzedać. Wtedy inny rolnik oskarżył go o kradzież zwierzęcia. Choć mężczyzna ma dokument potwierdzający zakup i wciąż nie ma pewności, że krowa została skradziona, pan Robert trafił na miesiąc do aresztu. Wyszedł z niego po wpłacie gigantycznej kaucji - 20 tysięcy złotych. Do kogo należy krowa - prokuratura nie ustaliła.
- Kupiłem krowę 12 listopada w miejscowości Tuchlin. Stwierdziłem, że ona nie nadaje się do mojego stada i postanowiłem ją zawieźć na targowisko do Zambrowa - opowiada Robert Obrycki, oskarżony o kradzież krowy.
Pan Robert jest rolnikiem, handluje też bydłem. Gdy kupił cielną jałówkę nie przypuszczał, że stanie się ona źródłem jego kłopotów, dużych strat finansowych i aresztu. Wszystko dlatego, że Sylwestrowi S. na targu w Zambrowie wydawało się, że krowa, którą chce sprzedać pan Robert, jest kradziona.
- Przyjechała policja i tłumaczyłem, od kogo ją kupiłem. Miałem dokument potwierdzający zakup, krowa miała także kolczyk - mówi pan Robert.
Miesiąc później Sylwester S. z nakazem prokuratorskim i w asyście policji przyjechał po swoją, jak mówi, krowę do pana Roberta. Jednak w gospodarstwie jej nie znalazł. Pan Robert twierdzi, że krowa, którą Sylwester S. widział na targu w Zambrowie, cały czas była w oborze, a policja nie zrobiła nic, by sprawdzić, czy Sylwester S. mówi prawdę.
- Jak już mężczyzna wyszedł z obory i stwierdził, że nie ma tam jego krowy, to policjanci pojechali z nim do komendy i tam został przesłuchany - informuje Kamil Tomaszczuk z Komendy Wojewódzkiej w Białymstoku.
Godzinę później policjanci po raz kolejny pojechali do obory, w której wcześniej krowy rzekomo nie było i nagle zwierzę cudem się znalazło. Pomimo tego stwierdzono, że rolnik utrudnia postępowanie i mężczyzna na trzy miesiące trafił do aresztu. Wyszedł po miesiącu za kaucją - bagatela - 20 tysięcy złotych.
Sylwester S. twierdził, że w swoim stadzie ma matkę krowy, a to oznaczałoby, że zwierzę, o które toczy się spór, należało do jego stada. Potwierdzić to mógł materiał genetyczny zwierzęcia. Prokuratura nie zrobiła nic, by zabezpieczyć ten istotny dowód. Udało nam się porozmawiać z Sylwestrem S.
Reporterka: Co się stało na targu w Zambrowie? Rozpoznał pan swoją krowę tam?
Sylwester S.: Tak.
Reporterka: Po czym pan ją rozpoznał.
Sylwester S.: Po łatach.
Reporterka: Pan mówił, że ta pana krowa była w trzytygodniowej ciąży.
Sylwester S.: Tak.
Reporterka: A krowa pana Obryckiego była w zaawansowanej ciąży kiedy ją kupował i ma na to papiery.
Sylwester S.: Może, nie rozmawiajmy na te tematy.
Reporterka: A co z matką tej krowy? Gdzie ona jest?
Sylwester S.: Sprzedałem.
Reporterka: Dlaczego pan ją sprzedał?
Sylwester S.: Bo za mało mleka mi dawała.
Sylwester S. sprzedał krowę matkę do rzeźni. Do sądu wpłynął wniosek obrońcy pana Roberta o zabezpieczenie mózgu krowy matki, który po uboju znajdował się w laboratorium. Jednak tylko kilkanaście dni. Od tego czasu minęły już dwa miesiące, a sąd w dalszym ciągu rozpatruje wniosek o zabezpieczenie tego dowodu, usprawiedliwiając się brakiem akt.
- Policjant w Węgrowie powiedział, bym się przyznał to dostanę wyrok w zawieszeniu, ale jak ja się mogę przyznać, przecież tego nie zrobiłem - przekonuje Robert Obrycki.*
* skrót materiału
Reporter : Bożena Golanowska bgolanowska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)