Telewizja - sposób na dłużników
Odcięli dłużnikom telewizję - zaczęli płacić. Spółdzielnia mieszkaniowa "Słoneczny Stok" w Białymstoku wypowiedziała wojnę dłużnikom. Mieszkańcy zalegali z opłatami na ponad 4 miliony złotych. Nie pomogło straszenie sądem, publikacja nazwisk dłużników, a nawet odcięcie ciepłej wody. Pomogło odcięcie telewizji. W dwa tygodnie mieszkańcy spłacili 1/3 długu! Jak żyć bez telewizji?
"Słoneczny Stok" - największa spółdzielnia mieszkaniowa w Białymstoku. Mieszka tam prawie 60 tysięcy osób. W praktyce, to niemal 1/3 miasta. Zdaniem władz spółdzielni, życie tam, to czysta przyjemność. Ale za przyjemności w życiu, niestety się płaci.
- Posiadam wykaz największych dłużników w naszej spółdzielni, oczekujących na wyrok eksmisyjny. To są kwoty znaczne: 18 tysięcy, 25 tysięcy, największy dłużnik zalega na 50 tysięcy złotych - informuje Kamil Sowa, windykator Spółdzielni Mieszkaniowej "Słoneczny Stok".
Wszystko zaczęło się cztery miesiące temu. Bilans spółdzielni wykazał wówczas, że zaległości czynszowe mieszkańców urosły do ponad 4 milionów złotych. Prezes postanowił odzyskać pieniądze. Okazało się jednak, że to wcale nie takie proste.
- Jedną z pierwszych metod było pozbawienie dłużników ciepłej wody. To się nie sprawdziło, bo zimną można podgrzać - opowiada Jerzy Rutkowski, pracownik SM "Słoneczny Stok".
Aby ściągnąć długi, władze spółdzielni imały się różnych metod. Najpierw - straszenia sądem, później - wywieszania list z nazwiskami dłużników. Bez skutku. Wtedy prezes wpadł jednak na "szalony" pomysł. Postanowił pozbawić dłużników tego, co "najcenniejsze" - telewizji.
- Na osiedlu Zielone Wzgórza, gdzie odłączonych jest siedem sygnałów telewizyjnych, wczoraj zostały już podłączone trzy, a kolejne trzy czekają na podłączenie, bo już ludzie wpłacili - mówi Jerzy Cywoniuk, prezes spółdzielni.
- To świadczy o kilku rzeczach. Po pierwsze o tym, że w spółdzielni bywają inteligentni prezesi, a po drugie, że Polacy wolą oglądać telewizję, niż się myć - komentuje prof. Krzysztof Wielecki, socjolog.
Po odcięciu dłużnikom sygnału telewizyjnego, w ciągu dwóch miesięcy jedna trzecia z nich zwróciła długi. Wpłacane zaległości sięgały nawet 40 tysięcy złotych. Działania prezesa nie wszystkim przypadły jednak do gustu.
- Nie każdy jest taki, że umyślnie nie płaci. Są tacy, którzy popadli w tarapaty z przyczyn obiektywnych. Pan prezes nie jest właścicielem spółdzielni. Jest tylko pracownikiem, oddelegowanym do pewnych zadań i nie może uzurpować sobie praw właścicielskich, jak gdyby to była prywatna firma - mówi Stanisław Bartnik, mieszkaniec osiedla należącego do spółdzielni.
Przeciwnicy prezesa twierdzą, że stosowane przez niego metody to istny terror, a czynsze w spółdzielni są zbyt wysokie, aby mieszkańcy mogli je regularnie spłacać. Tymczasem pomysł zamierza skopiować kolejna spółdzielnia - tym razem z Lublina. Sprawą zajmują się też naukowcy.
- Jeśli człowieka nie stać na systematyczne kupowanie drogich rzeczy, to czuje, że dziadzieje. Jeśli ktoś mu odetnie dostęp do tej atrakcyjnej palety 800 stacji telewizyjnych w kablu, to też ma poczucie, że znalazł się na marginesie, że jest człowiekiem wykluczonym - komentuje prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny.
- Lampę można zastąpić świeczką, a telewizję jak? Dawniej grano na fortepianie, śpiewano, ale teraz ludzie się tego oduczyli. Co mogą zrobić? Pokłócą się najprawdopodobniej, bo to jedyne, co Polacy dobrze potrafią - dodaje prof. Maciej Mrozowski, medioznawcza.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski rzalewski@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)