Trafił na komisariat, potem zmarł
Zagadkowa śmierć w Białymstoku. 21-letni Mateusz wracał z imprezy przez prywatny teren Straży Granicznej. Później zaginął. Po 5 dniach okazało się, że feralnej nocy studenta zatrzymała policja. Dlaczego stróże prawa zwlekali z ujawnieniem tej informacji? Dlaczego skasowano nagranie z wizyty Mateusza w komisariacie? Rodzina studenta podejrzewa, że podczas przesłuchania doszło do tragedii.
- Kiedyś myślałam, że policja jest po to, by ludzi bronić. Teraz już wiem, że jest po to, żeby ludzi bić - rozpacza Grażyna Olszewska, matka nieżyjącego Mateusza.
Chłopak miał 21 lat. Studiował ochronę środowiska na białostockim uniwersytecie. 13 lutego zdał ostatni w tym semestrze egzamin. Kilkanaście godzin później zaginął po nim wszelki ślad.
Udany egzamin Mateusz postanowił uczcić z przyjaciółmi w jednym z miejscowych klubów. Bawił się tam do godziny drugiej w nocy. Kiedy wracał do akademika, w spacerze towarzyszyła mu koleżanka. Po chwili stało się jednak coś nieoczekiwanego.
- Mateusz powiedział, że chce iść na skróty (przez teren Straży Granicznej - przyp. red.). Joasia powiedziała, że nie zna tego skrótu i że nie będzie tamtędy szła - opowiada Agnieszka Maciejewska, dziewczyna nieżyjącego Mateusza.
Do akademika Mateusz miał około 500 metrów. Nigdy tam jednak nie dotarł. Następnego dnia, rozpoczęły się poszukiwania. Ostatni ślad, jaki zostawił po sobie Mateusz, to połączenia telefoniczne. W noc zaginięcia dzwonił do swojej dziewczyny i siostry. Obudził je około godziny czwartej nad ranem. Sprawiał wrażenie, jakby stało się coś niedobrego.
- Prosił, żeby po niego przyjechać do Łomży na dworzec. Był bardzo wystraszony - wspomina Grażyna Olszewska.
- Był zdyszany, tak jakby szybko biegł. Słyszałam że stawiał kroki po śniegu - dodaje Agnieszka Maciejewska.
Po kilku dniach na jaw zaczęły wychodzić nowe, zaskakujące fakty. Dzięki anonimowym informacjom okazało się, że w noc zaginięcia Mateusza zatrzymał patrol policji. Przyłapano go, gdy nielegalnie przekraczał teren jednostki Straży Granicznej. Stamtąd zabrano go na posterunek. Tam jednak ślad się urywa.
- Wszystkie komisariaty w Polsce wiedziały o zaginięciu naszego syna. Tymczasem komisariat, który go przetrzymywał, ukrywa tę wiedzę aż do piątku, przez pięć dni. Do dziś żaden z funkcjonariuszy policji nie udowodnił nam, że Mateusz w ogóle z tego komisariatu wyszedł - mówi Wiesław Olszewski, ojciec Mateusza.
- Wyjaśniamy szczegółowo te okoliczności - informuje Andrzej Baranowski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Jak twierdzi policja, Mateusz przebywał na posterunku przez niespełna godzinę. Potem, wypuszczono go do domu, wręczając wezwanie na kolejny dzień. Mimo, że był pod wpływem alkoholu, nie zbadano go alkomatem, a po jego pobycie w komisariacie nie zachował się żaden ślad.
- Monitoring z zatrzymania naszego syna został skasowany. W jakim celu? O to już trzeba zapytać funkcjonariuszy policji - mówi Wiesław Olszewski.
- Nie ma tego zapisu, tu jest starsza technologia. Kolejny zapis, niestety, nakłada się na poprzedni - twierdzi Andrzej Baranowski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Trzy tygodnie temu przypadkowy przechodzień odkrył zwłoki Mateusza. Leżały na oddalonej od miasta łące. Chłopak nigdy wcześniej nie był w tej okolicy. Nie wiadomo więc, w jaki sposób znalazł się tam przed śmiercią.
- Był pobity. Miał z tyłu głowy guz, ranę za uchem i na czole. Leżał tak, jakby ktoś musiał go ciągnąć trzymając pod pachy - opowiada Grażyna Olszewska, matka Mateusza.
- Wstępne oględziny nie wskazywały na udział osób trzecich. Z pewnością sekcja zwłok rozwieje wszelkie wątpliwości - mówi Andrzej Baranowski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Z dnia na dzień sprawa śmierci Mateusza staje się coraz bardziej kontrowersyjna. Rodzina i przyjaciele chłopaka stawiają policji coraz poważniejsze zarzuty. Okoliczności tragedii próbuje wyjaśnić także białostocka prokuratura.
- Podejrzewam, że został tam, na tej policji pobity. I nie był w stanie już później sam funkcjonować - mówi Grażyna Olszewska.
Prokuratura ujawniła wstępne wyniki sekcji zwłok Mateusza. Jak twierdzi Mateusz zmarł z wyziębienia. Białostoccy biegli stwierdzili też ślady po tępym narzędziu. Wciąż nieznana jest jednak rola, jaką w zdarzeniach odegrali policjanci, którzy jako ostatni widzieli chłopaka żywego. *
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)