Wojna o myjnię
Robert Marglarczyk postanowił otworzyć myjnię samochodową. Interes szedł dobrze. Niestety, do akcji wkroczył sąsiad pana Roberta. Józef K. zaczął pisać skargi do władz miasta i wkrótce myjnię trzeba było zamknąć. Okazało się, że stoi ona na działce mieszkaniowej. Urzędnicy obiecali ją szybko przekształcić. Przedsiębiorca czeka na ich decyzję już kilka miesięcy. Nie zarabia, a pożyczki musi spłacać.
- W myjnię zainwestowałem 30 tysięcy złotych. Teraz wszystko stoi puste ponieważ urząd miasta i mój ulubiony sąsiad wszystko blokują - mówi pan Robert Marglarczyk.
Mężczyzna ma 22 lata. Jest niepełnosprawny - ma jedną krótszą rękę i krótszą nogę. Stara się żyć i pracować normalnie, ale nie wszystkie prace może wykonywać.
W zeszłym roku pan Robert postanowił założyć małą myjnię samochodową. Dostał na ten cel pożyczkę z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, opracował biznesplan i zarejestrował działalność gospodarczą.
- Chciałem być sam dla siebie szefem, a nie wyciągać rękę do państwa, żeby mnie utrzymywało. Interes rozwijał się, z tygodnia na tydzień miałem więcej klientów, ale mój sąsiad stwierdził, że 6-7 samochodów dziennie, to jest dla niego za dużo. Skutecznie uprzykrzył mi działanie - opowiada pan Robert.
- Po drugiej stronie był duży zakład kolejowy. Stał tam agregat prądotwórczy, to był potworny hałas, ale mu to nie przeszkadzało - dodaje Zbigniew Marglarczyk, ojciec pana Roberta.
Młody przedsiębiorca próbował porozumieć się z sąsiadem. Zrobił wszystko, żeby zminimalizować uciążliwości związane z działaniem myjni. Wygłuszył urządzenia i zamontował specjalne filtry do chemikaliów, ale to nie pomogło.
- Co on k... głupi, czy ja głupi jestem? Maszyny włączy, aż gwiżdże wszystko. Spawają, tną, co tu się wyrabia. To jest miasto, czy jakieś PGR-y? Ktoś mi po łbie nawali, a ja powiem: dobrze... Rozwiązałem sprawę, nie ma żadnej myjni i wszystko - mówi Józef K., sąsiad Roberta Marglarczyka.
- To jest zwykła złośliwość, nic poza tym. "Nie, bo nie"- to jest jego argument - twierdzi Zbigniew Marglarczyk, ojciec pana Roberta.
Józef K. zaczął pisać skargi na pana Roberta. U młodego przedsiębiorcy pojawiły się kontrole. Jedna z nich wykazała, że Robert Marglarczyk nie może w tym miejscu prowadzić myjni samochodowej.
- Nasza działka jest mieszkaniowa, co nie pozwala na prowadzenie przeze mnie usług. Moi rodzice przez 30 lat prowadzili tu sklep i tym się kierowałem. Myślałem, że nie trzeba będzie wielkich pozwoleń - mówi pan Robert.
Jednak myjnię trzeba było zamknąć. Zapytaliśmy innych sąsiadów, czy im także przeszkadza firma pana Roberta.
- Absolutnie mi to nie przeszkadza, dlaczego by miało? Absolutnie nie ma hałasu, my nie jesteśmy przeciwni - mówi Janina Chołody, sąsiadka Roberta Marglarczyka.
- Żeby nie problemy kolegi, to bym u niego mył samochód, a nie sam - dodaje inny sąsiad Roberta Marglarczyka.
Pan Robert złożył do urzędu miasta i gminy w Gołańczy wniosek o zmianę w planie zagospodarowania przestrzennego. Dzięki temu mógłby dalej prowadzić swoją działalność. Urzędnicy obiecywali, że załatwią to w ciągu kilku tygodni.
- Czekałem do października. W październiku powiedziano mi, że mam czekać do grudnia. W grudniu kazano czekać do stycznia, potem do marca, a teraz mogę czekać nawet do grudnia - opowiada pan Robert.
- Jest wola ze strony miasta i gminy, żeby ten plan wszedł w życie jak najszybciej. Planujemy uchwalenie zmiany tego planu w czerwcu, mam nadzieję, że wejdzie on w życie w okolicach lipca - mówi Eugeniusz Majchrzak z Urzędu Miasta i Gminy w Gołańczy.
Pan Robert czeka więc na decyzję. Nadal jednak musi płacić składki i spłacać pożyczki zaciągnięte na wyposażenie myjni.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)