Wycięli krtań - raka nie było!

Wycięli krtań - raka nie było!

Po operacji stracił mowę - raka nie było. Lekarze ze szpitala w Toruniu zdiagnozowali u Romana Gajtkowskiego nowotwór krtani. Uznali, że konieczna jest operacja jej usunięcia. Mężczyzna był załamany, bo zabieg wiązał się z utratą głosu. Zaufał jednak lekarzom. Wkrótce okazało się, że w wyciętej krtani raka nie było! Szpital nie poczuwa się do winy.

W 2009 roku Roman Gajtkowski zachorował na anginę. Mimo zastosowania silnego antybiotyku, objawy nie ustępowały. Po badaniach lekarz rodzinny zdiagnozował ropień okołomigdałkowy i skierował pacjenta do szpitala w Toruniu. W szpitalu wycięto ropień, ale to był dopiero początek kłopotów pana Romana. Okazało się bowiem, że ma nowotwór krtani i przerzuty na węzły chłonne.

- Został zrobiony wycinek, dowiedziałem się, że część wycinka została zgnieciona i odczyt był niewyraźny. Nie jestem biegły w medycynie, ale wydawało mi się, że powinien być wynik powtórzony. Wszyscy stwierdzili, że jest to silny naciek w krtani, który może spowodować mój zgon - opowiada pan Roman.

Pan Roman był załamany, ale zgodził się na usunięcie krtani, w której miał być nowotwór. Chciał żyć, więc zaufał lekarzom.

- Dwa dni przed operacją przyszedł do mnie, płakał. Powiedział, że ostatni raz słyszę jego głos - wspomina Marek Kucharski, kolega pana Romana.

Kilka tygodni po operacji przyszły badania wycinka krtani pobranego tuż po operacji. Pan Roman przeżył szok, kiedy okazało się, że w krtani nie było komórek rakowych.

- Ordynator oddziału otolaryngologicznego powiedział, że przez 20 lat nie miał takiego przypadku i że jest mu przykro - mówi pan Roman.

Czy szpital poczuwa się do winy w związku z zaistniałą sytuacją?

- Myślę że na tym etapie nie można mówić o winie. Taka jest nasza praca, my musimy podejmować decyzje bardzo szybko, bo odwleczenie operacji mogłoby spowodować, że proces nowotworowy by się rozwinął - tłumaczy Sławomir Badurek z Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Toruniu.

Pan Roman chce, żeby lekarze odpowiedzieli za jego kalectwo. Dlatego złożył zawiadomienie do prokuratury.

- Postępowanie prowadzimy doszukując się w zachowaniu lekarza błędu w sztuce lekarskiej. Przez ogrom obrażeń, które ewentualnym błędem zostały spowodowane, czyn ten może być zagrożony do 10 lat pozbawienia wolności - informuje Artur Krause z Prokuratury Okręgowej w Toruniu.

Pan Roman przebywa obecnie na oddziale radioterapii innego szpitala po wycięciu węzłów chłonnych. Nie wyobraża sobie, jak będzie wyglądało jego dalsze życie.

- Mąż jest na rencie. Stracił pracę i nie mamy pieniędzy na życie, a mamy 19-letnią córkę i 9-letniego syna - rozpacza Krystyna Gajtkowska, żona pana Romana.

- Jest naprawdę ciężko. Nie życzyłbym tego najgorszemu wrogowi. Teraz boję się powrotu do domu, tam dopiero są problemy, boję się wrócić - mówi Roman Gajtkowski.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk pbak@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)