Złodziej uciekł, siedział niewinny

Złodziej uciekł, siedział niewinny

Niewinny mężczyzna spędził 15 dni w więzieniu. Wszystko przez kompromitujące zachowanie policji z Torunia. W 2007 roku w mieście złapano złodzieja. Mężczyzna nie miał przy sobie dokumentów, stwierdził jednak, że nazywa się Andrzej Malinowski i podał PESEL niewinnego mężczyzny. Policja uwierzyła przestępcy na słowo. Prawdziwy Andrzej Malinowski trafił do więzienia. Nikt nie wierzył, że jest niewinny.

Mędrzyce koło Grudziądza: 3 czerwca ubiegłego roku do drzwi mieszkania Andrzeja Malinowskiego zapukało dwóch policjantów. Zaskoczonego mężczyznę bez słowa wyjaśnień, na oczach żony oraz syna, aresztowano i zaprowadzono do radiowozu.

Pan Andrzej trafił do zakładu karnego. W więzieniu spędził 15 dni.  

Po wyjściu na wolność mężczyzna rozpoczął prywatne śledztwo. Okazało się, że w 2007 roku w toruńskim sklepie Biedronka złapano złodzieja, który ukradł towar za 16 złotych. Ochrona wezwała policję. Złodziej nie miał przy sobie dokumentów, ale dane podał z pamięci. Funkcjonariusze uwierzyli mu na słowo.

- Zawsze jest możliwe, że sprawca posługuje się fałszywymi danymi. Należy to sprawdzić. To skandaliczne zaniedbanie, że tego nie zrobiono - uważa prof. Piotr Kruszyński, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego.

Rozprawa odbyła się zaocznie. Sąd skazał złodzieja sklepowego na 20 godzin prac społecznych. Ponieważ złodziej sklepowy nie stawił się na rozprawy, karę zamieniono na 15 dni aresztu i wystawiono list gończy.

- Z wyroku wynika, że osoba, która dokonała kradzieży, nie ma źródeł utrzymania i żyje ze zbierania złomu. Natomiast pan Malinowski ma świadczenia z ZUS-u, ma rentę z niepełnosprawnością. To daje do myślenia - twierdzi Barbara Dziewulska, pełnomocnik pana Andrzeja.

Jak się okazało, złodziej podał swój prawdziwy adres, ale nazwisko, imię, a także PESEL i dane rodziców - pana Malinowskiego. Problem w tym, że złodziej z mieszkania szybko się wyniósł. Policji zostały więc jedynie dane pana Malinowskiego, choć adres mężczyzny był inny. To im jednak wystarczyło, by pan Andrzej trafił do więzienia zamiast złodzieja. A można przecież było wcześniej zweryfikować dane podane przez oszusta.

Mistyfikację mogli odkryć kuratorzy sądowi, którzy w tej sprawie robili wywiad środowiskowy. Jeszcze przed wystawieniem listu gończego pojechali pod adres, który podał złodziej. Tam dowiedzieli się, że osoba podająca się za Andrzeja Malinowskiego przebywa aktualnie w podtoruńskim Grębocinie. Niestety, kuratorzy już tam nie pojechali.

- Te 15 dni przewróciło nam świat do góry nogami, zniszczyło nas. Po tym zdarzeniu mąż musi korzystać z rad psychologa - mówi Bernadeta Malinowska, żona pana Andrzeja.

Kilka dni temu sąd oczyścił pana Andrzeja z wszelkich zarzutów. Okazało się, że w czasie, kiedy złodziej okradał sklep, niewinnie skazany mężczyzna przebywał na delegacji w Trójmieście. Dowodem w sprawie była też opinia biegłego z zakresu grafometrii. Stwierdził on, że osoba, która podpisała się pod protokołem w momencie zatrzymania nie była Andrzejem Malinowskim.

- Będziemy żądać odszkodowania i zadośćuczynienia - zapowiada Barbara Dziewulska, pełnomocnik pana Andrzeja.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)