Gry wojenne sąsiadów

Gry wojenne sąsiadów

Jeden dom, dwie rodziny i gigantyczna awantura. Spór państwa Zielonków z sąsiadami trwa od kilkunastu lat. Nasi bohaterowie twierdzą, że rodzina W. zamieniła ich życie w piekło, bo chce przejąć resztę domu. Pojawiły się wyzwiska i groźby, a nawet doszło do rękoczynów.

Państwo Zielonkowie od kilkudziesięciu lat dzielą z dom w Wojciechowie koło Złotoryi z rodziną W. Wspólne wejście i korytarz od lat był przyczyną waśni. Zielonkowie mówią, że od kilkunastu lat sąsiedzi prowadzą z nimi regularną wojnę. Nie przebiera w środkach zwłaszcza Adam W.

- Ten człowiek mnie prześladuje, Są różne gwizdy, śmiechy, jakieś tam dogadywanie - opowiada Anna Zielonka, która dzieli dom z rodziną W. 

- Jak jedziemy skuterem czy rowerem, to zrównuje się z nami samochodem i spycha nas do rowu - dodaje Iwona Zielonka, córka państwa Zielonków.

Zielonkowie mówią, że wszędzie tam, gdzie nie wiadomo, o co chodzi, zawsze chodzi o pieniądze. W tym wypadku kością niezgody jest dom, w którym mieszkają obydwie rodziny.

- Podejrzewam, że oni chcieliby nas usunąć z tego budynku. To ma iść na sprzedaż, a przed sprzedażą chcieliby to w całości wykupić - mówi Zdzisław Zielonka, który dzieli dom z rodziną W.

- Jego ojciec potrafił przyjść tutaj i zaproponować żebyśmy się stąd usunęli, a w zamian on odsprzeda nam swój dom w Uniejowicach, który wymaga gruntownego remontu - dodaje Anna Zielonka.

W lipcu 2008 roku Anna i Zdzisław Zielonkowie poszli uporządkować groby na cmentarzu. W domu zostali dziadkowie i dzieci. Iwona Zielonka mówi, że sąsiad tylko czekał, by sprowokować kolejną awanturę. Oficjalnym powodem było to, że brat Iwony jeździł skuterem po kablu do kosiarki.

- Zobaczyłam pana W. jak wymachuje rękami w kierunku mojego brata. Groził, że zadzwoni zaraz na policję i zabiorą go do poprawczaka. Wyciągnęłam telefon komórkowy i zaczęłam nagrywać. Gdy pan W. to zobaczył, ruszył agresywnie w moją stronę. Zaczął mną szarpać - wspomina Iwona Zielonka, córka państwa Zielonków.

- Sąsiadka złapała żonę za ręce. Zamachnęła się łyżką - opowiada Zdzisław Zielonka.

- Po prostu ją powaliłam na ziemię. Właściwie ona klękła tylko na jedno kolano, a ja ją puściłam. Próbowałam wybić jej to, co miała w ręce - dodaje Anna Zielonka.

Dwaj policjanci, którzy wkrótce przybyli na miejsce zdarzenia napisali w notatce służbowej, że pokrzywdzona sąsiadka nie odniosła żadnych obrażeń. Jednak po siedmiu miesiącach, podczas rozprawy sądowej jeden z policjantów przypomniał sobie, że obrażenia jednak były. A sąsiadka Janina W. pokazywała mu pukiel włosów wyrwany przez Annę Zielonkę oraz ranę po wyrwanych włosach.

- Ta kobieta przyniosła jakieś włosy w kopercie do sądu. Musiałabym mieć ogromną siłę, żeby je wyrwać. Zresztą, musiałyby zostać mi w ręce - tłumaczy pani Anna.

Sąd rejonowy w Złotoryi uznał Annę Zielonkę winną naruszenia nietykalności cielesnej sąsiadki. Jako dowód winy przyjęto obdukcję lekarską wykonaną przez panią Janinę W. -uwaga- po 11 dniach od zdarzenia.

- Przesłali pismo od adwokata. Chcą odszkodowania w kwocie 5 tysięcy złotych. Nie zapłacimy- zapowiada pan Zdzisław.

Zdzisław Zielonka mówi, że jakimś wyjściem z patowej sytuacji z toksycznymi sąsiadami byłby wykup budynku. Wtedy prawdopodobnie gmina podzieliłaby dom w taki sposób, który wykluczyłby części wspólne. Czyli nie byłoby już wspólnego korytarza czy podwórka.*

* skrót materiału

Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)