Kiedy przytuli syna?
Dramat polskiej matki. Pani Joanna po raz ostatni widziała swojego syna 23 listopada ubiegłego roku. Zrozpaczona czeka na jego powrót z Włoch. Dziecko porwał ojciec - Stafano M. Wywiózł je bez wiedzy i zgody matki do swojego kraju. Od tamtej pory pani Joanna może z synem rozmawiać tylko telefonicznie. Nie wie, czy kiedykolwiek będzie mogła go jeszcze przytulić.
Pani Joanna z Tarnobrzega wyjechała do Włoch w 2000 roku. Tam, jako pielęgniarka, miała pracować przy opiece nad starszym panem. Nie przypuszczała, że ten wyjazd będzie początkiem jej dramatu.
- Miesiąc przed wyjazdem poznałam Stefano. Pamiętam, jak mówił, że gdybyśmy mieli dziecko, to nie zabrałby mi go, jak inni Włosi - wspomina pani Joanna.
W 2001 roku w Rzymie państwo M. wzięli ślub. Pani Joanna spodziewała się drugiego dziecka. Niedługo jednak nacieszyła się małżeńskim szczęściem.
- Upłynęło niecałe 7 miesięcy, jak zaszłam w ciążę. Już wtedy pierwszy raz popchnął mnie w łazience. Nie mogłam wyjść, nie mogłam się nawet popatrzeć wprawo czy w lewo, bo zaraz zarzucał mi, że mam kochanka. Nieraz dostawał takich ataków, że teściowa mnie zabierała do siebie -wspomina pani Joanna.
W Rzymie urodził się Alessandro. Po kolejnych miesiącach pani Joanna, za namową sąsiadów, zgłosiła się do Centro Antiviolenza, włoskiego centrum przeciwko przemocy.
- Kiedy zaczął mnie bić, to poszłam zrobić obdukcję. Miałam sąsiadów, którzy słyszeli, jak on krzyczy na mnie - opowiada pan Joanna.
Kobieta wyprowadziła się do centrum. W końcu jednak dała szansę ojcu dziecka i zamieszkali razem w Polsce. Pani Joanna podejrzewa, że Stefano podjął taką decyzję, bo bał się procesów karnych, które toczyły się we Włoszech. W Polsce historia się powtórzyła. Sprawą zajęła się policja i prokuratura. 11 wrzenia 2006 roku został orzeczony rozwód z winy Stefano M. Sąd zawiesił władzę rodzicielską Włocha.
- Zadzwonił do mnie pewnego dnia i powiedział, że bardzo się dla niego liczymy. Podjął decyzję, że chce zamieszkać ze mną w Polsce - wspomina pani Joanna.
Tak też się stało. Cała rodzina mieszkała razem 9 miesięcy. Ten czas zakończył się w bardzo dramatyczny sposób. Pani Joanna bardzo dobrze pamięta dzień, w którym widziała po raz ostatni Alessandra. 23 listopada w przerwie w pracy zaczęła dzwonić do syna i byłego męża. Telefony milczały.
- Telefony były wyłączone. Odezwał się na drugi dzień. Powiedział: "Chyba już wiesz, gdzie jest dziecko" - mówi pani Joanna.
Pani Joanna natychmiast podała na policji adres babci, pod którym miała pewność, że jest jej syn. Od tamtego czasu mijają ponad dwa miesiące. Pomimo współpracy Ministerstw Sprawiedliwości Polski i Włoch, kobieta wciąż nie może zobaczyć syna. Każdy dzień czekania jest dla niej udręką. Jeszcze trudniejsze musi być zrozumienie sytuacji dla 8-letniego dziecka.
- Staram się dzwonić do syna cztery razy dziennie. Na początku powiedzieli mu chyba, że jest na wakacjach. Odliczał dni do powrotu. Później mówi, że boi się zapytać ojca, kiedy wracają - opowiada pani Joanna.
- Wniosek wpłynął do Ministerstwa Sprawiedliwości 4 grudnia, tego samego dnia, został przekazany do Włoch, ale nie było odzewu ze strony włoskiej. Średnio tego rodzaju postępowania trwają od 3 do 8 miesięcy - poinformował Maciej Kujawski z biura prasowego Ministerstwa Sprawiedliwości.*
* skrót materiału
Reporter: Sylwia Sierpińska
ssierpinska@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)