Nie chcą opuszczać ojca

Nie chcą opuszczać ojca

Dramat 14-letniego Mikołaja i 11-letniego Macieja. Chłopcy trafili z ojcem do ośrodka dla ofiar przemocy. Tam mieli zacząć nowe życie. Niestety, sąd uznał, że najlepiej im będzie... w domu dziecka. Kiedy po 14 miesiącach wrócili do ojca, przypomniała sobie o nich matka. Sąd zdecydował, że Mikołaj i Maciej mają do niej wrócić. Dzieci za wszelką cenę chcą pozostać z ojcem. Wyrok sądu właśnie się uprawomocnił.

Pan Seweryn i pani Zofia przez dwadzieścia lat tworzyli normalną, szczęśliwą rodzinę. Mają trójkę dzieci: Annę, Mikołaja i Macieja. Niestety, kilka lat temu pojawiły się kłopoty finansowe i wszystko zaczęło się psuć. Od tego momentu życie pod jednym dachem, jak twierdzi pan Seweryn, stało się piekłem. Zaczęły się awantury, krzyki i wyzwiska. 

Pana Seweryna odwiedziliśmy z kamerą cztery lata temu. Wtedy to zrozpaczony ojciec rozpoczął walkę o swoje dzieci. Najstarsza, dorosła córka postanowiła pozostać z matką, a pan Seweryn z dwoma synami szukał pomocy w ośrodku dla ofiar przemocy. Niestety, po kilkunastu dniach dzieci zostały zabrane do domu dziecka. Ta decyzja sądu była szokiem tak dla ojca, jak i dyrekcji ośrodka.

- Z naszych obserwacji wynikało, że dobrze byłoby, gdyby dzieci zostały z ojcem dłuższy czas, poczuły bezpieczeństwo. Natomiast w trybie natychmiastowym zostały zabrane. Przez 8 lat pracy w takiej placówce nie widziałam podobnego przypadku - mówiła Iwona Wiśniewska, dyrektor Ośrodka dla Ofiar Przemocy w Krakowie.

Wtedy sąd swojego postanowienia komentować nie chciał. Wyjaśnień nie chciała udzielić także matka dzieci.

Mikołaj i Maciej w domu dziecka spędzili aż 14 miesięcy. Ten czas wspominają dramatycznie.

- Opuszczając dom dziecka cieszyliśmy się, że w końcu będziemy u taty w domu, że normalnie w domu będzie - mówią Mikołaj i Maciej, synowie pana Seweryna.

- Sąd postanowił, że dzieci mają być pod moją opieką, a matka może spotykać się z nimi w obecności terapeuty. Przez półtora roku doszło do trzech spotkań - dodaje pan Seweryn.

Po kilkunastu miesiącach, w grudniu 2008 roku matka Mikołaja i Macieja złożyła wniosek o poszerzenie kontaktów.

- Przez półtora roku byłem w zasadzie sam z dziećmi, matka nie interesowała się nimi, a później postawiła mi zarzut, że nastawiłem dzieci przeciwko niej. To nieprawda - mówi pan Seweryn.

- Kiedyś matka chciała spotkać się z synem w czasie lekcji. Ustaliliśmy, że poczeka do przerwy, ale ona nie doczekała do przerwy i nie spotkała się z dzieckiem. Możemy przypuszczać, że chciała zrobić takie większe zamieszanie, a następnie opuściła szkołę - twierdzi Maria Osińska-Paulinek, dyrektor gimnazjum nr 91 w Warszawie im. Stanisława Staszica.

Pomimo pozytywnych opinii kuratorów na temat ojca, sąd w czerwcu ubiegłego roku postanowił dzieci przyznać matce. Z tą decyzją pan Seweryn nie może się pogodzić do dziś.

Jak twierdzi, pomimo walki o godne życie dzieci, znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Ratując synów naraża się wymiarowi sprawiedliwości.

- Nie chcę uciekać, ale czuję się ojcem tych dzieci, chcę zapewnić im godne życie - mówi mężczyzna.*



* skrót materiału

Reporterzy: Żanetta Kołodziejczyk, Grzegorz Kowalski

(Telewizja Polsat)