Niemcy nie chcą oddać dziecka

Niemcy nie chcą oddać dziecka

Niemcy kradną nasze, polskie dzieci - rozpacza Krystyna Lemanowicz, ciotka Weroniki. Dziecko uprowadziła Marta D. Choć Ukrainka miała ograniczoną władzę rodzicielską, udało jej się wyjechać do Niemiec. Pan Jan walczy o córkę już od 5 lat. Niestety niemieckie sądy nie respektują polskiego prawa.

Kiedy pan Jan zakochał się w Marcie D., nic mu w niej nie przeszkadzało. Nawet to, że Marta D. była ukraińską prostytutką. Postanowił sprowadzić kobietę do Polski i ułożyć sobie z nią życie.

Kiedy w 1999 roku na świecie pojawiła się Weronika, córka Jana i Marty, nadzieja na wspólne, szczęśliwe życie była coraz mniejsza. Marta D. zaczęła znikać z domu. 

- Przestała się interesować dzieckiem. Od trzeciego miesiąca sam właściwie zacząłem wychowywać córkę. Marta zaczęła chodzić po barach, nocnych klubach. Później powiedziała, że musi wyjechać do pracy. Zaczęła pracować w klubie w Słubicach - opowiada Jan Kacprzak.

Pan Jan wystąpił do sądu o ograniczenie władzy rodzicielskiej Marty D. Kobieta mogła odwiedzać dziecko. W 2004 roku, podczas jednych z odwiedzin, Marta D. wywiozła 5-letnią Weronikę. Najpierw na Ukrainę, potem do Niemiec.

- Nie mogę pojąć, jak Ukrainka bez polskiego obywatelstwa z polskim dzieckiem, które nie ma paszportu pokonała granicę z Ukrainą, a potem z Niemcami - zastanawia się Krystyna Lemanowicz, ciotka Weroniki.

Zaczęła się sądowa batalia o dziecko. Polskie sądy odebrały Marcie D. władzę rodzicielską, skazały ją również za uprowadzenie dziecka. Pan Jan sprawiedliwości dochodził w sądzie niemieckim.

- Zostało wydanie postanowienie, które nakazywało powrót dziecka do domu, pod pieczę ojca. Na to postanowienie złożyła zażalenie matka i wskutek tego sąd w Celle stwierdził, że powrót dziecka do domu jest niemożliwy - opowiada Janusz Lemanowicz, wujek Weroniki.

- Marta D. tłumaczyła, że wywiozła dziecko do Niemiec, ponieważ było ono molestowane seksualnie przez swojego dziadka. Okazało się to nieprawdą - informuje Sławomir Przykucki z Sądu Okręgowego w Koszalinie.

Jednak sąd niemiecki dziecka oddać nie chce. Powołuje się na własne, czyli niemieckie opinie psychologiczne. Wydano je po roku od uprowadzenia dziecka z Polski i po pierwszym, korzystnym dla polskiego ojca postanowieniu sądu w Celle.

- Jedynym sposobem na uregulowanie tej sytuacji jest zainicjowanie postępowania opiekuńczego przed sądem niemieckim i tam uregulowanie kwestii władzy rodzicielskiej - informuje Maciej Kujawski z Ministerstwa Sprawiedliwości.

- To jest coś katastrofalnego. Niby jest wspólna Europa i jedno prawo, a tu ktoś mówi, że nasze prawa nie obowiązują - mówi Janusz Lemanowicz, wujek Weroniki.

Pan Jan szukał pomocy wszędzie. Bezskutecznie. Córki nie widział już od 5 lat. Nawet nie wie, gdzie przebywa. Władze niemieckie nie zgodziły się podać adresu, pod którym przebywa Weronika.

- To jest ignorancja polskich sądów. Przecież dziecko jest obywatelem polskim i to one powinny decydować o jego losie - podsumowuje Jan Kacprzak.*

* skrót materiału

Reporter: Aneta Krajewska akrajewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)