Tajemnicze zniknięcie studenta
20-letni Bartosz wyszedł ze znajomymi do jednego z warszawskich klubów i ślad po nim się urwał. Od dwóch tygodni szuka go rodzina i przyjaciele. Twarz chłopaka pojawiła się na plakatach w całej stolicy, w internecie, a nawet na ogromnych billboardach. Każdego dnia jego bliscy prowadzą poszukiwania. Co udało im się ustalić?
Od dwóch tygodni cała Warszawa spogląda na jego twarz. Piszą o nim gazety i wszystkie portale internetowe. Setki policjantów postawiono w stan gotowości. Wszyscy zadają sobie jedno pytanie - co tak naprawdę się stało?
Bartosz Bogacz ma 20 lat. Jest studentem pierwszego roku SGGW. Dwa tygodnie temu postanowił spędzić z przyjaciółmi wieczór w jednym z warszawskich klubów. Kilka godzin później zaginął po nim wszelki ślad.
- On tutaj się mógł bawić praktycznie wszędzie i z każdym. Ostatni raz wiedziano go, jak stał przed klubem z koleżanką - mówi Paweł Zarychta, ochroniarz w klubie Karmel i kuzyn zaginionego Bartosza.
Około godziny 3 w nocy Bartosz wyszedł przed klub. Mimo mrozu, w lokalu zostawił swoją kurtkę i dokumenty. Wszystko wskazywało na to, że wychodzi tylko na chwilę. Od tamtej pory nikt go już jednak nie widział.
Następnego dnia po zniknięciu, rodzina i znajomi Bartosza przeszukali okolice klubu, w którym bawił się chłopak. Bez skutku. Bartosza nie zarejestrowały też kamery miejskiego monitoringu. Kilka dni później o pomoc poproszono więc jasnowidza. To, co powiedział, jeszcze bardziej zaniepokoiło rodziców chłopca.
- W pierwszej wersji jasnowidz stwierdził, że mój syn żyje, że znajduje się w okolicach ulicy Bacha, że przebywa tam z dwoma kolegami i dziewczyną. Nawet podał imię dziewczyny, Sylwia. Po dwóch dniach powiedział, że ma dla mnie bardzo złą wiadomość, że kojarzy mu się Stadion X-lecia i woda - opowiada Maryla Bogacz, matka zaginionego Bartosza.
- On był w lokalu i wyszedł z niego sam. Cała jego droga jest w samotności. Uważam, że nie żyje. Kiedy zaginął, padały śniegi. Ten człowiek zamarzł, to jest moje zdanie - mówi Krzysztof Jackowski, jasnowidz.
Mimo intensywnych poszukiwań, w miejscu o którym mówił jasnowidz nie udało się odnaleźć Bartosza. Rodzina i przyjaciele chłopaka wpadli tam jednak na kolejny trop. Okazało się, że widziano tam bardzo podobnego do Bartosza mężczyznę. Do dziś nie udało się jednak potwierdzić, czy był to naprawdę on.
- W okolicach stadionu znajomy podszedł do ochroniarza i pokazał mu zdjęcie Bartka. On bez zawahania powiedział, że ta osoba była godzinę temu, kręciła się, a oni ją przepędzili - mówi Michał Bogacz, brat zaginionego Bartosza.
- Pytał się o jakiś dworzec, miał rozbity łuk brwiowy, krew na twarzy - dodaje Jerzy Bogacz, ojciec zaginionego Bartosza.
Mimo upływu kolejnych dni, losy Bartosza wciąż pozostają tajemnicą. Tymczasem jego rodzina i przyjaciele wszczęli poszukiwania na niespotykaną wręcz skalę. Plakaty z wizerunkiem Bartosza pojawiły się w każdym zakątku miasta. Na głównych ulicach Warszawy stanęły też olbrzymie billboardy. A to jeszcze nie wszystko.
_ Co wieczór szukamy go w rejonie Dworca Centralnego. Może gdzieś tu jest - mówi Adam Basek, przyjaciel Bartosza.
Dzięki uporowi przyjaciół Bartosza, każdego dnia do jego rodziny napływają kolejne informacje. Żadna z nich nie pomogła jednak odnaleźć chłopaka. Coraz częściej pojawiają się jednak telefony od dowcipnisiów. Ludzi, którzy żerują na cudzej tragedii.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)