Wioska zalana, ludzie zostają

Wioska zalana, ludzie zostają

Tragedia w Mościcach Dolnych koło Sławatycz w Lubelskiem. Niemal cała wioska zalana jest przez rzekę Bug. Choć woda puka do drzwi mieszkańców, rzadko kto godzi się na ewakuację. Tylko 8 osób z 86 gospodarstw zgodziło się opuścić swoje domy. Wszyscy pytają, kiedy władze zrobią porządek?

Sytuacja w Mościcach jest bardzo poważna. Starszą kobietę trzeba było zabrać do szpitala. Schorowana, przykuta do łóżka, sama w domu mogłaby nie dać sobie rady. Inną kobietę, Zofię Staruch strażakom udało się namówić na opuszczenie domu wraz z bratem dopiero po czterech dniach. I to też tylko dlatego, że skarcił ją zięć.

Ci, którzy ewakuowali się, znaleźli schronienie u rodzin w innych miejscowościach. Pozostali - mimo groźby zalania - nie opuszczają domów.

- Po co się będę wyprowadzał. Nic nie mam do stracenia W każdej chwili mogę stąd wyjść. Mam żonę zostawić dla sąsiada? On tylko stoi i czyha - śmieje się Zbigniew Jarocki, mieszkaniec Mościc Dolnych.

- Nie boję się, jestem tu od urodzenia. Na tej wodzie się wychowałam, pływałam tu już kiedyś łódką - dodaje Krystyna Jarocka.

Nawet Czesław Ślązak - gospodarz z najbardziej zagrożonego powodzią i już częściowo zalanego gospodarstwa, nie chce go opuścić. Zgodził się tylko na ewakuację zwierząt.

- Jeśli będzie chciał, to ma udostępniony domek z prądem i wodą. Są tam łóżka, będzie mógł mieszkać - mówi Zbigniew Wojciechowski, inspektor ds. rolnictwa Urzędu Gminy Sławatycze.

Mimo, że noc i siarczysty mróz, pan Czesław wraca do domu. Przez zalane i skute kruchym lodem pole. W domu państwa Ślązaków wszyscy żyją jak na walizkach, ale pilnują dobytku.

Taka powódź zimą zdarza się tam niezwykle rzadko. Mieszkańcy podkreślają, że wójt, strażacy i wojsko szybko przyszli z pomocą, ale winą za klęskę zaczynają obarczać władze województwa i rząd.

- Tu nie ma wałów przeciwpowodziowych. Była umowa Polaków z Białorusinami: my u siebie zrobimy, wy po swojej stronie. Oni zrobili, a u nas nie ma - mówią Krystyna i Czesław Ślązakowie.

- Kiedyś był zator koło Ślązaka. Przyjechali saperzy i przez cztery dni go rozbijali. W końcu woda poszła, a teraz wójt nasz śpi. Do czego ten wójt - pyta Zofia Staruch.

- Nie składałem wniosku by rozsadzić lód, bo nikt nie wiedział, gdzie ten zator jest. Problem będzie wiosną, jak to wszystko się roztopi. Popłynąć mogą nawet budynki - mówi Dariusz Trybuchowicz, wójt Sławatycz.*

* skrót materiału

Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski

abogoryja@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)