Wlekli potrąconego kundelka

Wlekli potrąconego kundelka

Skandal w Ełku. Pracownicy schroniska przez kilkadziesiąt metrów wlekli potrąconego przez samochód psa. Zwierzak miał pękniętą miednicę i nie mógł chodzić. Pracownicy azylu nie reagowali na jego piski i protesty mieszkańców. Zainteresowaliśmy się sprawą. Okazało się, że pies przez pięć dni leżał w kojcu bez opieki. Nie zrobiono mu żadnych prześwietleń!

W piątek w centrum Ełku samochód potrącił malutkiego kundelka. Świadkowie zdarzenia wezwali straż miejską, ta zatelefonowała do miejscowego schroniska. Przybyli na pomoc pracownicy azylu, zamiast pomóc psu - zarzucili mu na szyję poskrom i ciągnęli kilkadziesiąt metrów. Jeden z mieszkańców nakręcił telefonem komórkowym film z tego zdarzenia i przesłał do redakcji Gazety Współczesnej.

- Ten piesek nie był agresywny. Ta sytuacja przerosła tych panów. Mówiliśmy, że piesek ma problemy z kończynami, bo był wypadek. Jak go tylko pociągnął, zaczął piszczeć. Krzyczeliśmy, ale powiedział, że to nie nasza sprawa - opowiada pan Piotr, autor filmu.

- Film był wstrząsający, a szef schroniska po jego obejrzeniu powiedział, że nie widzi mankamentów w interwencji. Dopiero następnego dnia przyznał, że nie wszystko było tak jak powinno być - dodaje Katarzyna Chojnowska z Gazety Współczesnej.

Pokazaliśmy film pani komendant ze Straży dla Zwierząt. Była wstrząśnięta tym, co zobaczyła. Poinformowała nas, że nie zostawi tej sprawy.

- Rannego psa wlekli kawał drogi, a powinni przynieść klatkę lub nosze. Piesek nie był duży. Dla mnie ta sytuacja jest skandaliczna - mówi Małgorzata Eysmont, komendant okręgu mazowieckiego Straży Dla Zwierząt.

Postanowiliśmy sprawdzić, jak czuje się piesek. Okazuje się, że schronisko dla zwierząt z Ełku znajduje się w sąsiedniej miejscowości Siedliska i umiejscowione jest na... wysypisku śmieci. Jeszcze w 2002 roku powiatowy lekarz weterynarii nakazał jego zamknięcie. Potrącony piesek leżał w kojcu na zewnątrz, bez żadnej opieki. Przez ponad pięć dni nie zrobiono mu usg ani nawet prześwietlenia.

- Myśmy go nie ciągnęli, tylko prowadzili. Nie widziałem, że ma połamaną miednicę. Nie jestem lekarzem, żadnego szkolenia nie było - twierdzi Wiesław Daszkiewicz, pracownik schroniska.

Innego zdania jest kierownik schroniska, a zarazem weterynarz Lech Dąbrowski. Uważa on, że pracownicy byli odpowiednio wyszkoleni. Kiedy wczoraj odwiedziliśmy schronisko ponownie, okazało się, że chorego kundelka zawieziono do lecznicy na badania, aby zdiagnozować czemu nie wstaje. Dlaczego tak późno? Nie wiadomo.

- Ustalamy wszystkie okoliczności tego zdarzenia, sprawdzamy, czy zaistniało przestępstwo znęcania się nad zwierzętami przez pracowników schroniska - mówi Monika Bekulard z policji w Ełku. *

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)