Wojna o wrak radnego
Wielka kłótnia o zrujnowaną, dwudziestoletnią ładę, której właścicielem jest radny Gdańska Krzysztof Wiecki. Stojącym na ulicy wrakiem zainteresowała się straż miejska. Radny zobowiązał się do usunięcia lub wyremontowania samochodu. Ponieważ tego nie uczynił, łada trafiła na policyjny parking. Koszt postoju, to ponad 5,5 tys. zł. Radny nie składa jednak broni.
Straż miejska w Gdańsku rozpoczęła walkę z wrakami samochodów. Pojazdy, którymi nie interesują się właściciele, są odholowywane na parkingi, a po kilkunastu miesiącach postoju złomowane. 4 września 2008 roku na jednym z gdańskich osiedli strażnicy znaleźli dwudziestoletnią ładę.
- Był to pojazd stojący na felgach, bez powietrza w kołach, brudny. Wszelkie oznaki na nim wskazywały, że nie jest użytkowany - opowiada Miłosz Jurgielewicz ze straży miejskiej w Gdańsku.
Odnalezienie właściciela nie było łatwe, bo pojazd zarejestrowany był na poprzedniego użytkownika, który auto dawno sprzedał. W końcu okazało się, że łada należy do miejskiego radnego, Krzysztofa Wieckiego. Samorządowiec stawił się w komendzie i pisemnie zobowiązał się doprowadzić auto do stanu używalności lub usunięcia go na własny koszt. Minęło pół roku - strażnicy ponownie skontrolowali parking i przekonali się, że radny nie wywiązał się ze swojej obietnicy. W marcu 2009 pojazd odholowano. Radny pomyślał, że radziecki samochód wart 200 złotych skradziono. Jednak nie zgłosił tego faktu na policji, choć miał taki obowiązek.
- Przepisy prawa stanowią, że jeśli samochód zostanie skradziony, to trzeba zgłosić to na policję. To mógł być mój błąd - przyznaje Krzysztof Wiecki, radny Gdańska.
Radny zamiast naprawić swój błąd, rozpoczął wojnę ze strażą miejską.
- Zarzucam straży miejskiej to, że nie dopełniła swoich obowiązków i nie powiadomiła mnie skutecznie o zaistniałej sytuacji. Zastrzeżenia są takie, że strażnicy znali mój numer telefonu, znali moją funkcję i adres korespondencyjny - mówi Krzysztof Wiecki.
- Sytuacja jest bardzo klarowna. Mamy dowody na to, że powiadomiliśmy tego pana listownie, ale nie zainteresował się on tym samochodem w odpowiednim czasie - odpowiada Tadeusz Bukontt z Urzędu Miejskiego w Gdańsku.
Pod koniec 2009 roku radny dowiedział się, że zalega ponad 5,5 tysiąca złotych opłaty parkingowej za odholowaną ładę. W wywiadzie dla trójmiejskiej "Gazety Wyborczej" miał powiedzieć, że będzie domagał się rozwiązania straży miejskiej. Dziś, kiedy emocje opadły, twierdzi, że jego słowa zostały przeinaczone, ale sprostowania nie zażądał.
- Tak po ludzku, to rozumiem jego rozgoryczenie oraz plany zlikwidowania straży miejskiej. Wynikają one prawdopodobnie z tego, że pan radny kochał swój samochód i był z nim emocjonalnie związany. Być może traktował ten samochód, za który zapłacił 200 złotych, jako inwestycję kapitałową - ironizuje Marcin Skwierawski, radny Gdańska.*
* skrót materiału
Reporter: Artur Borzęcki
aborzecki@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)