Wuefista mimo woli
Szkoła zmusiła matematyka, by uczył WF-u! Pan Stanisław pracował w Zespole Szkół w Pińczycach niedaleko Częstochowy. W 2004 roku dla mężczyzny zabrakło pracy. Spodziewał się, że zgodnie z prawem dostanie 10 tys. zł odprawy. Niestety, by nie wypłacać nauczycielowi pieniędzy, nakazano mu pracować w świetlicy i uczyć WF-u.
Stanisław Masłoń przez 27 lat był nauczycielem matematyki. Gdy w 2004 roku w placówce, w której pracował, zmniejszono liczbę klas, przeniesiono go do Zespołu Szkół w Pińczycach. Kłopoty zaczęły się już rok później. Dla pana Masłonia zabrakło w szkole godzin matematyki.
- Oczekiwałem jednego z dwóch rozwiązań: albo będę miał zapewnioną stabilizację zawodową na kilka następnych lat, albo, zgodnie z prawem, gmina wypłaci mi odprawę, odejdę z pracy i poszukam jej w innej placówce - opowiada Stanisław Masłoń, matematyk, który uczył WF-u.
Tak się jednak nie stało. Pan Masłoń, z dyplomem nauczyciela matematyki w kieszeni, zamiast odejść z odprawą z pracy, zaczął pracować w świetlicy i uczyć dzieci... wychowania fizycznego!
- Nie powinno być tak, żeby nauczyciel matematyki uczył WF-u - mówi Anna Wietrzyk, rzecznik Kuratorium Oświaty w Katowicach.
- Na szczęście podczas tych lekcji nikomu nic się nie stało. Gdyby doszło do jakiegoś wypadku, to sprawa miałaby zupełnie inny wymiar - dodaje Krzysztof Suliga, dziennikarz "Polski Dziennik Zachodni".
Decyzję o przydzieleniu godzin WF-u i świetlicy matematykowi podjęła ówczesna dyrektorka szkoły. Jak twierdzi, nie miała innego wyjścia.
- Przypominam sobie, że w 2004 roku burmistrz Błoński zaapelował do dyrektorów, żeby znaleźli pracę dla nauczycieli, którzy stracili ją przez zamknięcie placówek filialnych. To były polecenia służbowe - mówi Agata Bańka, była dyrektor Zespołu Szkół w Pińczycach.
- Gmina nie wpływa w żaden sposób na politykę kadrową dyrektora szkoły, oprócz tego, że ustala pewne priorytety, które obowiązują dyrektorów wszystkich szkół w gminie - odpowiada Katarzyna Zychowicz z Urzędu Miasta i Gminy w Koziegłowach.
Dlaczego pan od pierwiastków musiał uczyć przewrotów w tył? Bo gdyby tak się nie stało, wówczas gmina musiałaby wypłacić panu Masłoniowi około 10 tysięcy złotych odprawy. A takiej myśli urzędnicy nawet do siebie nie dopuszczali.
- Grożono mi, że jeśli dam odprawę panu Masłoniowi, bo ja cały czas chciałam to zrobić, to sprawa zostanie oddana do sądu i będę z własnej kieszeni płacić, bo sprzeniewierzyłam pieniądze urzędu - mówi Agata Bańka, była dyrektor Zespołu Szkół w Pińczycach.
Sytuacja powtórzyła się w kolejnym roku szkolnym - dla pana Masłonia znowu nie było godzin matematyki. Nauczyciel sądził, że tym razem na pewno gmina rozwiąże z nim umowę, otrzyma odprawę i odejdzie. Nic bardziej mylnego.
- Gmina zobligowała panią dyrektor, żeby znalazła dla mnie lekcje matematyki. Znalazła ich czternaście - mówi Stanisław Masłoń, matematyk, który uczył WF-u.
To jednak nie usatysfakcjonowało gminy w pełni. Dodatkowo znalazła jeszcze panu Masłoniowi kolejne cztery godziny w szkole oddalonej od Pińczyc o sześć kilometrów.
- Pamiętam pismo, w którym wyraźnie było napisane, że jeżeli pan Masłoń nie podejmie zatrudnienia w szkole w Mysłowie, to będzie zwolniony dyscyplinarnie - mówi Agata Bańka, była dyrektor Zespołu Szkół w Pińczycach.
- Pytam: za co miałem być zwolniony? Za to, że chciałem pracować tylko na części etatu i otrzymywać tylko za to wynagrodzenie? - zastanawia się Stanisław Masłoń.
To przelało czarę goryczy. Pan Stanisław popadł w chorobę nerwową. Przez ponad pół roku leczył się psychiatrycznie.
- Nastąpił taki moment, że wszystko siadło w mojej psychice i nie byłem w stanie podjąć pracy - opowiada Stanisław Masłoń.
Trzy lata temu pan Stanisław w końcu przeszedł na emeryturę. Ponieważ wciąż czuje się skrzywdzony, zwrócił się do sądu. Za utracone zdrowie zażądał od szkoły 50 tysięcy złotych odszkodowania. Sąd pierwszej instancji nie zgodził się jednak z żądaniami pana Masłonia. Nauczyciel odwołał się więc do Sądu Okręgowego w Częstochowie.
- Sąd Okręgowy w Częstochowie uchyla zaskarżony wyrok Sądu Rejonowego w Myszkowie i przekazuje do ponownego rozpoznania temu sądowi - powiedziała Lidia Łataś, przewodnicząca składu sędziowskiego.
- To jest ewenement, żeby ktoś dochodził swoich praw o to, że skoro nie było dla niego pracy, to należało go zwolnić, a nie szargać nim po kątach - podsumowuje Stanisław Masłoń.*
* skrót materiału
Reporter: Irmina Brachacz (Telewizja Polsat)