Wypadek pijanego lekarza

Wypadek pijanego lekarza

Pijany uciekał przed policją, spowodował groźny wypadek i rzucił się na interweniujących policjantów. Kto? Lekarz anestezjolog ze szpitala w Zielonej Górze. Tomasz T. jest już na wolności. Sąd wypuścił go po wpłaceniu 40 tys. zł kaucji. W sprawie bulwersuje postawa pracowników zielonogórskiego szpitala, którzy nie zbadali zatrzymanemu poziomu alkoholu we krwi.

6 października zielonogórska policja otrzymała informację, że jadący samochodem kierowca prawdopodobnie jest pijany. Policjanci próbowali go zatrzymać goniąc kilkoma radiowozami. W pewnym momencie pijany kierowca zjechał na lewy pas i uderzył w samochody jadące z przeciwka.

- Mężczyzna po wypadku był bardzo agresywny, dlatego założono mu kajdanki i odwieziono do szpitala - informuje Małgorzata Stanisławska z policji w Zielonej Górze.

Pijanym kierowcą okazał się miejscowy lekarz anestezjolog, Tomasz T. W wypadku, który spowodował poważnie ranił dwie osoby.

- Mam obustronnie połamaną miednice, uszkodzoną kość łonową, a z nogi wycięto mi kość - opowiada poszkodowany w wypadku kierowca.

Lekarz odmówił dmuchania w alkomat. Zawieziono go więc na badanie krwi do szpitala wojewódzkiego. Lekarze nie przebadali jednak pijanego doktora na zawartość alkoholu we krwi. Dlaczego? Bo razem z obsługą z karetki noworodkowej przez kilka godzin podobno ratowali rannych z wypadku i nie mieli na to czasu. Dlaczego nie poproszono do pomocy innych lekarzy z oddziałów? Nie wiadomo.

- W tej sprawie toczy się odrębne postępowanie zmierzające do wyjaśnienia, czy pracownicy służby zdrowia dopełnili swoich obowiązków - informuje Kazimierz Rubaszewski z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.

Krew lekarzowi pobrano dopiero w szpitalu w Nowej Soli. Miał 2,8 promila we krwi. W tej sprawie bulwersuje również fakt, że Sąd Rejonowy w Zielonej Górze nie aresztował lekarza, bo - jak stwierdził - nie było ku temu przesłanek. Sędzia zażądał od oskarżonego tylko kaucji - 40 tysięcy złotych Lekarz ukrywa się przed dziennikarzami. Mieszkanie, w którym do tej pory przebywał, zostało wynajęte studentom. Telefonu także nie odbiera. Nam udało się porozmawiać z jego teściami.

- Jego zachowania nie pochwalamy, ale to jest nasze dziecko - powiedzieli teściowie Tomasza T.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)