Zabrali leki dla bezdomnych
Przepisy ważniejsze niż życie najbiedniejszych! Jedyny punkt apteczny w Warszawie, w którym bezdomni za darmo dostawali leki, przestał działać. Podobno działał nielegalnie. Wszystko zaczęło się od donosu o rzekomym handlu narkotykami w placówce!
Dziś straszą puste półki, na których jeszcze w listopadzie były lekarstwa. Punkt jest zamknięty, bo policja zarekwirowała leki. Aż dwa lata więzienia grożą za prowadzenie przy parafii Św. Andrzeja Boboli charytatywnej apteki dla bezdomnych w Warszawie.
- Mieliśmy tych leków sporo. Tu jest lek Magacet, bardzo dobry lek na nowotwory, który ułatwia życie i zmniejsza objawy choroby. Przed chwilą miałam w rękach jeszcze ważniejszy lek - Zofran, który zmniejsza wymioty u ludzi zażywający leki przeciwnowotworowe - mówi doc. Maria Chruściel, farmakolog, która prowadziła charytatywnie punkt apteczny "Leki z darów".
- Nie braliśmy pieniędzy, a dokładaliśmy własne. Bardzo często, kiedy przychodził bezdomny i miał receptę na antybiotyk, którego nie mieliśmy, to dawałam pieniądze z własnej emerytury, bo biednych jest bardzo dużo - dodaje Jadwiga Bońkowska, farmaceutka, która prowadziła "Leki z darów".
Ta działalność charytatywna trwała od stanu wojennego, gdy lekarze, głownie z Francji, z organizacji "Médecins du Monde" zaczęli przysyłać do Polski darmowe leki. Niestety, jeden donos przekreślił tę dobroczynną działalność.
- Jeden z chorych psychicznie napisał donos, że w tym punkcie odbywa się handel narkotykami - informuje ks. Kazimierz Kubacki, proboszcz parafii Św. Andrzeja Boboli.
I ruszyła machina organów kontroli i ścigania. 27 listopada wydział do walki z przestępczością gospodarczą, w asyście inspekcji farmaceutycznej, zarekwirował leki.
- Kontakt z wojewódzką inspekcją farmaceutyczną potwierdził, że taki punkt nie jest zarejestrowany, nie ma wymaganych zgód i prawdopodobnie nielegalnie posługuje się nazwą - informuje Maciej Karczyński, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji.
- Określenie "punkt apteczny" i "apteka" są zastrzeżone, dotyczą działalności objętej zezwoleniem, więc oni nie powinni używać takiej nazwy - dodaje Małgorzata Szelachowska, Mazowiecki Wojewódzki Inspektor Farmaceutyczny w Warszawie.
Sprawa jest już w prokuraturze. Potrwa do końca lutego. Aferą oburzeni są lekarze i prawnicy, którzy pomagają pani docent Chruściel za darmo. Była to działalność charytatywna, a nie komercyjna - jak w zwykłej aptece.
- Pani docent Maria Chruściel nie jest przestępcą, są przepisy, które dają podstawę do wydania umorzenia, bez dalszego zaangażowania czasu pani Chruściel i innych osób pomagających stowarzyszeniu. Z tego punktu korzystały nawet fundacje i szpitale, które potrzebowały leków - mówi Tomasz Rzepka, pełnomocnik doc. Marii Chruściel.
Podobny kłopoty miała jedyna już w Warszawie przychodnia dla bezdomnych. Urząd miasta odmawiał jej finansowania, bo prawo nie pozwalało mu wydawać pieniędzy na leczenie nieubezpieczonych bezdomnych. Tam za darmo pracuje 18 lekarzy.
W tym przypadku znaleziono jednak furtkę. Tymczasowo na trzy lata przychodnia jest finansowana z programu pomocy wychodzenia z bezdomności.
Podobna incydent miał miejsce w Krakowie. Doktor Ilona Rosiek-Konieczna wypisywała leki nieubezpieczonym bezdomnym i inwalidom wojennym. Sąd umorzył sprawę.
Czy jedyny w Warszawie punkt wydawania darmowych leków będzie mógł działać? Na oskarżenie pań farmaceutek lub umorzenie sprawy musimy czekać aż do końca lutego. *
* skrót materiału
Reporter: Adam Bogoryja-Zakrzewski
abogoryja@polsat.com.pl
(Telewizja Polsat)