Ania mogła przeżyć?

Ania mogła przeżyć?

Półtoraroczna Ania z Brzeźnicy dostała wysokiej gorączki, miała dreszcze, jej stan gwałtownie się pogarszał. Rodzice wezwali pogotowie. Po dwóch godzinach przyjechał lekarz. Nie zabrał jednak dziecka do szpitala. Podał leki i odjechał. Kilka godzin później Ania zmarła.

Ania była śliczną, rezolutną dziewczynką. Wszyscy w Brzeźnicy, gdzie mieszkała, nazywali ją "Kusy", bo jej gęsta czuprynka do złudzenia przypominała fryzurę bohatera popularnego serialu. Wieczorem, w ostatnią niedzielę września, Ania dostała wysokiej gorączki, wymiotowała. Około godziny 20 rodzice wezwali pogotowie. Karetce przejechanie 16 kilometrów zajęło ponad dwie godziny.

- Dyspozytorka powiedziała, że karetka zawiozła jakieś dziecko, które spadło z konia do Zielonej Góry i będą mogli przyjechać dopiero jak wróci ta karetka - mówi Paulina Drzewiecka, matka Ani.

- Pogotowie rzeczywiście przyjechało na miejsce zdarzenia, lekarz zbadał dziecko, podał tylko czopki i po prostu odjechał - informuje Anna Pierścionek z Prokuratury Rejonowej w Żaganiu.

Rodzice dziewczynki mówią, że mimo iż temperatura spadła, Ania majaczyła całą noc. Uspokoiła się dopiero o godzinie 6 nad ranem. Osiem godzin po wizycie lekarza pogotowia.

- Widziałam tylko jak się kręciła i powiedziała "mama, tata". Myślałam, że usnęła, ale ona w ogóle nie oddychała już - rozpacza Paulina Drzewiecka, matka Ani.

- Biegły stwierdził po przeprowadzeniu sekcji, że przyczyną śmierci dziecka były cechy ostrej niewydolności krążeniowo-oddechowej, obrzęk płuc i mózgu - mówi Anna Pierścionek z Prokuratury Rejonowej w Żaganiu.

Ani w pogotowiu, ani w szpitalu w Żaganiu nikt nie chce z nami rozmawiać o śmierci Ani Drzewieckiej. Wicedyrektorka szpitala przyznaje jednak nieoficjalnie, że lekarz pogotowia prawdopodobnie zbagatelizował chorobę dziecka.

- Na pewno lekarz pogotowia, który pojechał do dziewczynki, zrobił błąd, że jej nie zabrał do szpitala - mówi przedstawicielka szpitala w Żaganiu.

- Ciężki stan chorego jest wskazaniem do podjęcia diagnostyki bez względu na to czy podejrzewamy sepsę, czy też nie. Jeżeli chory ma wysoką gorączkę, dreszcze, jego stan się pogarsza, należy myśleć o diagnostyce szpitalnej - twierdzi dr Andrzej Gietka ze szpitala MSWiA w Warszawie.

Rodzina Ani nie ma wątpliwości, że dziecko mogło przeżyć. Tydzień temu rodzice złożyli doniesienie do prokuratury. Chcą aby ukarano lekarza pogotowia, którzy przyjechał z wizytą do dziewczynki i nie zabrał jej do szpitala.

- To wyglądało jakby w ogóle nie traktował jej jak pacjenta. Po prostu popatrzył na nią, nie dotknął, tylko żeby gardło sprawdzić. Nie mam słów na tego człowieka - rozpacza Paulina Drzewiecka, matka Ani.*

* skrót materiału

Reporter: Ewa Pocztar-Szczerba

epocztar@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)