Lekarze winni - renty nie będzie
Syn pani Anny nigdy nie będzie chodził i nigdy nie będzie samodzielny. Podczas porodu lekarze prywatnej kliniki SPES w Krakowie zmiażdżyli mu głowę i uszkodzili rdzeń kręgowy. Sąd przyznał dziecku rentę, którą klinika płaciła do listopada ubiegłego roku. Później właściciele placówki ogłosili upadłość i... otworzyli przychodnię.
- Jestem przekonana, że gdy będą zapadały wyroki o wysokich odszkodowaniach, prywatne kliniki będą ogłaszały upadłość, żeby uniknąć odpowiedzialności - mówi Jolanta Budzowska, pełnomocnik Mateusza.
Kiedy w 2001 roku okazało się, że pani Anna jest w ciąży, kobieta była bardzo szczęśliwa. Ciąża przebiegała prawidłowo. Pani Anna zdecydowała się na poród w prywatnej klinice SPES w Krakowie.
- Z dokumentacji wynika, że w trakcie porodu dziecko nie obniżało się w drogach rodnych. Dlatego założono kleszcze. Niestety, lekarze zrobili to źle. Dziecko urodziło się ze zmiażdżoną główką oraz uszkodzonym rdzeniem kręgosłupa - opowiada Anna Płatek, matka Mateusza.
Noworodek dostał tylko 2 punkty w skali Apgar. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Chłopiec sześć lat spędził w szpitalu. Kiedy stało się jasne, że Mateusz do końca życia będzie wymagał opieki, pani Anna postanowiła walczyć o rentę dla syna. Po trwającym pięć lat procesie udało się.
- Udało się uzyskać 3 tysiące złotych miesięcznej renty. Pieniądze były przeznaczane na rehabilitację dziecka oraz konserwację respiratora. Do pewnego momentu rentę płaciło towarzystwo ubezpieczeniowe. W momencie kiedy polisa się wyczerpała, świadczenia przejęła klinika opowiada - mówi Jolanta Budzowska, pełnomocnik Mateusza.
Klinika płaciła, ale tylko do grudnia. Wtedy pieniądze nie wpłynęły już na konto Mateusza. Dlaczego? Bo placówka zgłosiła w sądzie wniosek o upadłość.
Okazuje się, że renta dla Mateusza to nie jedyne pieniądze, które powinna zapłacić klinika SPES. Zgodnie z innym wyrokiem, klinika powinna zwrócić ponad milion złotych Narodowemu Funduszowi Zdrowia.
- Po kontroli w styczniu 2009 roku sanepid stwierdził, że placówka wykonuje zabiegi w warunkach, które zagrażają zdrowiu i życiu pacjentek. Mimo to, zabiegi dalej wykonywano i rozliczano z NFZ. Kiedy NFZ się o tym dowiedział, wystąpił o zwrot tych środków - informuje Jolanta Pulchna z Małopolskiego Oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia.
Nie wiadomo, czy rodzicom Mateusza uda się uzyskać jakiekolwiek pieniądze od właścicieli SPES-u, mimo że pod tym samym adresem prowadzą prywatną przychodnię.
- Nie ma w przepisach prawa zakazu mówiącego że jeśli ktoś raz upadnie, to nie może podobnej działalności otworzyć jeszcze raz - mówi Waldemar Żurek z Sądu Okręgowego w Krakowie.
Mateusz nigdy nie wstanie, nigdy nie będzie samodzielny. Jego mama nie chce litości. Chce tylko, żeby ci, którzy zawinili, poczuwali się do odpowiedzialności.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bąk
pbak@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)