Notoryczni oszuści
Nie wykorzystali szansy. Artur i Dorota Sz. z Białegostoku wkrótce najprawdopodobniej stracą prawa rodzicielskie. O rodzinie zrobiło się głośno w połowie maja, kiedy 3-letnią Nikolę ojciec wysłał samą do sklepu. Dziewczynka zaginęła. Noc spędziła w melinie, gdzie zaprowadził ją bezdomny. Mimo to sąd dał rodzinie jeszcze jedną szansę. Państwo Sz. nie udowodnili jednak, że są odpowiedzialnymi rodzicami.
Po incydencie z 3-letnią Nikolą, rodziną zajął się sąd. Okazało się, że rodzina Sz. od kilku lat znana jest kuratorom. Zarówno Artur Sz., jak i Dorota Sz. rzadko pracowali. Żyli z pieniędzy z pomocy społecznej i instytucji charytatywnych. Sąd postanowił umieścić czwórkę ich dzieci w domu dziecka.
- Jest to swoisty gang rodzinny, który jeździł po całej Polsce i naciągał na darowizny ludzi dobrego serca, zwłaszcza księży - mówi Beata Mirska ze Stowarzyszenia Damy Radę.
- Dlatego tak robiliśmy, bo nie mamy mieszkania. Nasze państwo nie spełniło swojej roli, od dziesięciu lat walczyłem o mieszkanie socjalne - przekonuje Artur Sz.
Pomimo incydentu niedopilnowania 3-letniego dziecka, w czerwcu sąd dał rodzinie Sz. jeszcze jedną szansę. Artur Sz. i Dorota Sz. mieli zamieszkać w jednej z podwarszawskich fundacji. Razem ze swoimi dziećmi, urlopowanymi z domu dziecka. Mieli nauczyć się tam normalnie żyć.
- Dostała tam dwa pokoje, bezpłatne posiłki i pracę. Artur nie chciał pracować - opowiada Beata Mirska ze Stowarzyszenia Damy Radę.
- Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy dla tej rodziny, ale nic się nie udalo. Tym dzieciom trzeba nadal pomagac, tylko jak najdalej od rodziców - dodaje jeden z księży, który pomagał rodzinie Sz.
Czwórka dzieci wróciła do domu dziecka. W listopadzie odbędzie się kolejna rozprawa o odebranie państwu Sz. praw rodzicielskich.
- Dzieci są im potrzebne jako karta przetargowa dla darczyńców. Małe dzieci wzbudzają litość, więc można oszukiwać ludzi - twierdzi Beata Mirska ze Stowarzyszenia Damy Radę.*
* skrót materiału
Reporter: Aneta Krajewska
akrajewska@polsat.com.pl(Telewizja Polsat)