PZU nie zapłaci

PZU nie zapłaci

Choć ubezpieczyli samochód, nie dostaną odszkodowania. Pani Grażyna z mężem prowadzą firmę transportową. Dwa lata temu kierowca ukradł im samochód ciężarowy. Małżeństwo straciło około 160 tys. zł, ale to nie był koniec ich kłopotów. Okazało się, że PZU nie wypłaci im odszkodowania. Zdaniem ubezpieczyciela, nie była to kradzież, jak stwierdził sąd, ale przywłaszczenie, którego umowa nie obowiązuje.

Sześć lat temu tu w małym miasteczku pod Cieszynem Grażyna Madecka-Promny wraz z mężem założyła firmę transportową "Gaja". Interes szedł dobrze, więc z biegiem czasu pani Grażyna kupiła na kredyt kolejny samochód i zatrudniła nowego kierowcę. 29 października 2007 roku nowy kierowca Krzysztof T. wyjechał w swój pierwszy daleki kurs i zniknął.

- Po kilku dniach sam zgłosił się na policję. Stwierdził, że sprzedał auto za około 15 tys. zł. Został zatrzymany - informuje Ireneusz Brachaczek z Komendy Powiatowej Policji w Cieszynie.

- Podejrzany tłumaczył, że był zmuszony przez inne osoby do płacenia haraczu i w związku z tym potrzebował pieniędzy - dodaje Barbara Dylong z Prokuratury Rejonowej w Cieszynie.

Prokuratura oskarżyła Krzysztofa T. o przywłaszczenie samochodu swojego pracodawcy. Sąd kwalifikację jednak zmienił i skazał nieuczciwego pracownika za kradzież.

- Sąd Rejonowy w Cieszynie uznał Krzysztofa T. za winnego popełnienia kradzieży samochodu ciężarowego marki mercedes wraz z towarem o łącznej wartości około 160 tys. zł na szkodę Grażyny M. Za ten czyn skazał go na 2 lata pozbawienia wolności oraz zobowiązał do naprawienia szkody przez zapłatę pokrzywdzonej równowartości samochodu wraz z towarem - mówi Jarosław Sablik z Sądu Okręgowego w Bielsku Białej.

Ponieważ po samochodzie ślad zaginął, państwo Promny z wyrokiem sądu w ręku udali się do PZU, gdzie ubezpieczony był ich samochód. Okazało się jednak, że nie dostaną ani złotówki. Dlaczego? Bo dla PZU nie była to kradzież, ale przywłaszczenie. A za przywłaszczenie ubezpieczyciel nie odpowiada.

- Nigdy nie przyszło mi do głowy, że są jakieś wyłączenia, że jeżeli pracownik ukradnie, to ubezpieczenie nie obowiązuje, a jeżeli osoba obca, to obowiązuje - mówi Grażyna Madecka-Promny, właścicielka firmy transportowej "Gaja".

- Poczułem się strasznie oszukany. Można powiedzieć, że okradziono mnie dwukrotnie. Najpierw był złodziej, a później PZU - dodaje Stanisław Promny, mąż pani Grażyny.

PZU nie zechciało skomentować sprawy przed naszą kamerą. Przysłało nam jedynie oświadczenie, w którym zapewnia, że prawo jest po ich stronie.

Fragment pisemnego stanowiska PZU:

"(...) Jeżeli chodzi o umowę ubezpieczenia AC - nie ma znaczenia dla wypłaty odszkodowania, że sąd zmienił kwalifikację prawną z przywłaszczenia na kradzież. Ogólne Warunki Ubezpieczenia AC (które klient zaakceptował) zawierają bowiem czytelne i zrozumiałe definicje pojęć kradzieży i przywłaszczenia. (...) Dysponujemy wyrokiem sądu potwierdzającym, że czyn popełniony przez mężczyznę mieści się w definicji "przywłaszczenia" w rozumieniu umowy dobrowolnie zawartej z PZU SA. (...)"

- Ta pani, swoją umową, zgodziła się na to, że PZU nie zapłaci jej odszkodowania w sytuacji, w której przekaże we władanie samochód swojemu pracownikowi, a ten dokona kradzieży tego samochodu - tłumaczy Jarosław Sablik, rzecznik Sądu Okręgowego w Bielsku Białej.

Państwo Promny stoją na skraju bankructwa. Zostali bez auta, bez odszkodowania, za to z olbrzymim długiem, bo wciąż spłacają kredyt za skradziony im dwa lata temu samochód. Miesięcznie 2,5 tys. zł. Były kierowca zasądzonych pieniędzy też im nie płaci.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz ibrachacz@polsat.com.pl

(Telewizja Polsat)