Tropem kryminalistów
Ścigają najgroźniejszych i najbardziej zdesperowanych przestępców. Ich praca zaczyna się w miejscu, w którym pozostali dali już za wygraną. Bywa, że tropią bandytę nawet przez kilka lat. W Interwencji przyglądamy się pracy jednego z najlepszych i najskuteczniejszych wydziałów policji w Polsce. Ostatnio w jego ręce wpadł "Belmondziak" Gangster poszukiwany był w całym kraju.
Jest czerwiec 2002 roku. Na ulicach Warszawy toczy się gangsterska wojna. W ciągu kilku tygodni w strzelaninach ginie pięć osób. Za wszystkim stoi jeden człowiek: Rafał Skatulski - pseudonim "Szkatuła".
- To klasyczny bandyta, bez żadnych skrupułów, wpadający w złość z byle powodu - mówi Jerzy Jachowicz, dziennikarz kryminalny.
- Ukrywa się już od ładnych kilku lat, jest pilnie poszukiwany przez policjantów - dodaje oficer Centralnego Biura Śledczego.
Dwa lata temu po "Szkatule" zaginął wszelki ślad. Władzę w przestępczym świecie objął wtedy jego brat przyrodni - Marcin K. pseudonim "Belmondziak". W czerwcu 2008 roku udało mu się uciec z policyjnej obławy.
- Jeżeli ktoś ma dużo pieniędzy, to nie ma problemu ze zmianą tożsamości. Jeśli ktoś się dobrze zorganizuje, to jest w stanie praktycznie założyć sobie nową rodzinę - mówi oficer operacyjny policji.
Podobnie jak "Szkatuła", "Belmondziak" zatarł za sobą wszystkie ślady. Jego zdjęcia policja umieściła na specjalnej stronie internetowej. Krótko po tym rozpoczęły się aresztowania jego najbliższych współpracowników.
- Jego bezwzględność powoduje, że ludzie się go po prostu boją. Nie chcą na jego temat zeznawać - mówi oficer Centralnego Biura Śledczego.
- Czasem jest tak, że przez 10 lat nie ma nic, a potem pojawia się krótka informacja, że ktoś go widział i udaje się zatrzymać taką osobę - opowiada oficer operacyjny policji.
Kluczowa informacja pojawiła się dwa tygodnie temu. Okazało się, że "Belmondziak" ukrywa się bardzo blisko. Posługując się fałszywym nazwiskiem, wynajął dom na peryferiach Otwocka. Wiadomo było, że ma przy sobie broń, a podczas zatrzymania może wydarzyć się wszystko.
- Kiedy Marcin K. zobaczył umundurowanych policjantów, próbował ich przejechać, policjanci użyli broni, przestrzelili opony w jego samochodzie - informuje Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji.
- Był bardzo agresywny, nawet kierował pod naszym adresem jakieś groźby. Jedynym pytaniem, jakie nam zadawał na drugi dzień, było w jaki sposób zdołaliśmy go namierzyć - opowiada oficer Centralnego Biura Śledczego.
W chwili zatrzymania "Belmondziak" miał przy sobie 60 tysięcy euro. Gotówka była przygotowana na wypadek nagłej ucieczki. Podczas zatrzymania znaleziono też jego 72 telefony. Za ich pośrednictwem, "Belmondziak" wydawał rozkazy swoim podwładnym.
- Niestety, przestępczość nie lubi próżni. Miejsce schwytanych przestępców z pewnością będą chcieli zająć kolejni - mówi Krzysztof Hajdas z Komendy Głównej Policji.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewski@polsat.com.pl (Telewizja Polsat)